Wpisz i kliknij enter

Kölsch – 1977

To chyba najbardziej komercyjne przedsięwzięcie Kompaktu, momentami niebezpiecznie balansujące na granicy kiczu. Całe szczęście duński producent wie, w którym momencie się zatrzymać.

Każda wytwórnia potrzebuje komercyjnych sukcesów. Również i te alternatywne – bo bez nich nie da się dłużej przetrwać na obecnym rynku muzycznym. Kompakt miał do tej pory szczęście, bo co jakiś czas przydarzały mu się duże sukcesy. Sporym powodzeniem cieszyły się najpierw klubowe przeboje firmowane przez kolońską tłocznię, a potem – albumy realizowane przez związanych z nią artystów.

Nic więc dziwnego, że przeglądając dyskografię tej tłoczni, można natrafić na bardziej popowy wątek, tworzony przez płyty takich wykonawców, jak GusGus, WhoMadeWho, Terranova, Rainbow Arabia czy ostatnio Taragana Pyjarama. Część z nich okazała się sukcesem – a część niestety nie. Nic więc dziwnego, że szefowie wytwórni nie ustają w poszukiwaniu bardziej przystępnej muzyki, której jednak nie musieliby się wstydzić, firmując ją szyldem swojej firmy.

Najnowszą propozycją z tego nurtu wydawnictw jest debiutancki album projektu Kölsch. Pod szyldem tym ukrywa się weteran nowej elektroniki rodem z Danii. Rune Reilly Kølsch działa na lokalnej scenie od połowy lat 90. i w tym czasie zdążył zmierzyć się chyba z wszystkimi gatunkami współczesnej muzyki tanecznej. Mnożąc kolejne pseudonimy, realizował house, techno, disco, minimal, drum and bass, a nawet dancehall. Współpracował z innymi twórcami, nie gardził kooperacją z wykonawcami popu, obdarzając swymi nagraniami niezliczone wytwórnie. Nie z wszystkich tych produkcji może być dzisiaj dumny – bo bez wątpienia spora ich część była po prostu zrobiona dla chleba.

Ze słynna tłocznią z Kolonii nawiązał kontakt w 2010 roku. Od tamtej pory opublikował dla niej pod szyldem Köslch trzy winylowe dwunastocalówki, które ukazały się w serii „Speicher”, realizowanej przez pododdział Kompakt Extra. Największym sukcesem firmowanym tą nazwą był w zeszłym roku utwór „All That Matters”, który niemieckiej tłoczni podkradła anonimowa firma FM X. Zainspirowany tym sukcesem, Michael Mayer zaproponował duńskiemu producentowi wydanie pełnego albumu. Kölsch oczywiście podjął wyzwanie – i przygotował zestaw utworów, które z powodzeniem można by nazwać kolekcją jego największych przebojów.

Jeśli przyjmiemy, że wyznacznikiem współczesnego popu jest recykling wcześniej znanych i sprawdzonych pomysłów – to rzeczywiście „1977” idealnie pasuje do tego gatunku. Słychać to szczególnie wyraźnie w pierwszej części zestawu. „Goldfisch”, „Opa” i „Bappedeckel” to typowo koloński tech-house, ale podrasowany wyraźnie na nu-rave’ową modłę. Stąd motorycznym bitom towarzyszą tutaj warczące basy, podniosłe organy i melodyjne arpeggia zasłyszane u największych gigantów współczesnej EDM – Daft Punk i Justice.

Kiedy duński producent sięga po klasyczny house – jest podobnie. „Der Alte” brzmi jak hymn drugiego lata miłości w 1989 roku – bezceremonialnie przytaczając niemal dosłowne cytaty z klasycznych dziś hitów Blackbox i Rhythim Is Rhythim. Nie brak tu również jawnych odniesień do tradycji disco. Oto bowiem w „Basshund” pojawia się porywający loop – wypisz-wymaluj podsłuchany w dawnych produkcjach dziś znów modnego Giorgio Morodera. „Wasserschutz” i „Felix” to z kolei wariacje na temat kosmicznej wizji gatunku – pełne przestrzennych klawiszy i futurystycznych efektów, które zapamiętaliśmy z włoskich przebojów połowy lat 80.

Trzeci segment kolekcji ma najbardziej rozbudowany charakter. To właściwie techno – ale o wygładzonych aranżach, w których jest miejsce przede wszystkim na epickie pasaże trance’wych syntezatorów („Silberpfeil” czy „Oma”). W tym przypadku Kölsch kłania się w pas swym poprzednikom z katalogu Kompaktu – przede wszystkim Kaito, ale też Guiemu Boratto, z którymi łączy go nie tylko upodobanie do niemal orkiestrowych brzmień, ale też słabość do monumentalnej melodyki. Ten dosyć chmurny nastrój rozbijają jednak kompozycje, w których duński producent wykazuje zaskakujące poczucie humoru. To przede wszystkim zabarwiony na rave’ową modłę „Zig” oraz atakująca groteskowymi sprzężeniami „Loreley”, w których można by się dopatrzeć podobieństw do muzyki rodem z kolońskiego Ware w stylu Ziggy’ego Kindera.

Przy całej swej wtórności, nagrania Kolscha bronią się jednak swą pozytywną energią i przebojowym potencjałem. Dlatego słucha się ich bez zgrzytania zębami. „1977” to chyba jednak najbardziej komercyjne przedsięwzięcie Kompaktu, momentami niebezpiecznie balansujące na granicy kiczu. Całe szczęście duński producent wie, w którym momencie się zatrzymać. Dlatego jego debiutancki album znajdzie z pewnością wielu odbiorców wśród wielbicieli bardziej popowej odmiany klubowej elektroniki.

Kompakt 2013

www.kompakt.fm

www.facebook.com/KompaktRecords







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
ok28
ok28
10 lat temu

chciałbym, żeby każda płyta z muzyką elektroniczną „balansowała na granicy kiczu” w ten sposób… zresztą do Panorama Bar „popeliniarza” by nie zaprosili 😉
https://soundcloud.com/kolsch/k-lsch-live-panorama-bar

Polecamy