Chóralne imaginacje.
Można śmiało powiedzieć, że ostatnimi czasy członkowie belgijskiego tria Hoera. nas rozpieszczają, co mnie bardzo cieszy, a to dlatego, że pod koniec listopada 2018 roku ukazała się ich wyśmienita EP-ka „≈”, którą opisałem dopiero w bieżącym roku, z kolei teraz dostajemy longplay zatytułowany „Jaunu”.
Nadawanie tajemniczych tytułów płytom stało się regułą w przypadku Hoera., jak i dobieranie nośnika lub formy w jakiej pojawi się dany album. Wystarczy wspomnieć o wydawnictwie „Beestentijd” (2017) opublikowanym w formie puzzli, z których da się ułożyć obraz będący okładką tegoż krążka.
Hoera. wychodzą poza własne ograniczenia nie tylko odnośnie formatu, ale co najważniejsze w obszarze tworzonej muzyki. Bert Cools (gitara elektryczna i akustyczna / bouzouki / syntezatory / sample), Dries Laheye (bas elektryczny / sample) i Stijn Cools (perkusja akustyczna i elektroniczna / sample) konfrontują się z rozmaitą materią dźwiękową, choć ich skupienie wokół stanu względnej ciszy jest niejako stałym punktem odniesienia do generowania coraz to nowszych struktur. Oscylują na pograniczu akustycznego ambientu i swobodnej improwizacji oraz niejednokrotnie sięgają po etniczne wpływy, co da się zauważyć na ubiegłorocznej EP-ce „≈” i tegorocznym „Jaunu”. Nie znaczy to, że w ich twórczości nie istnieją noise, szorstkość oraz wszelakie niewygodne dla ucha faktury. Członkowie Hoera korzystają z wielu środków wyrazu, np. z wspomnianego „hałasu”, ale robią to w duchu własnej filozofii, wynikającej z kreowania świata nadającego bardziej na częstotliwościach „slow” niż „fast”.
Co tym razem przygotowali panowie z Hoera.? Po pierwsze, nagrania z „Jaunu” wyszły w wersji cyfrowej, które można pobrać po zakupie koszulki lub bluzy ze świetną okładką tego albumu, autorstwa Rajana Craveriego. Po drugie, nowe kompozycje powstały przy udziale sampli utworzonych na podstawie śpiewu kameralnego chóru litewskiego Jauna Muzika pod batutą dyrygenta i kompozytora Vaclowasa Augustinasa.
Bert, Dries i Stijn stworzyli swój własny sposób samplowania śpiewu chórzystów, dlatego postanowiłem zapytać Berta na czym dokładnie polega ich metoda: Zaczęliśmy od tworzenia normalnych kompozycji śpiewanych przez chór, czego przykładem jest utwór „Jin”. Zawsze lubimy iść w nieznane z Hoera., więc na każdym albumie próbujemy inspirować się różnymi rzeczami. Chcieliśmy wyjść poza prosty, jednokierunkowy schemat na zasadzie: chór – Hoera. Zdecydowaliśmy, że każdy z nas potraktuje sample na swój sposób. Zatem Dries, Stijn i ja zabraliśmy ze sobą cały nagrany materiał chóralny i zaczęliśmy go kształtować przy użyciu choćby takiej elektroniki jak preparowana gitara, gramofon, Ableton czy iPad. Tak naprawdę to wszystko pracowało nad stworzeniem nowych form. Dzięki temu powstał nastrój bliski improwizacji, a tym samym dający możliwość stworzenia czegoś zupełnie nowego na bazie czegoś „starego”, czyli wymieszania wszystkich światów; skomponowanej muzyki na chór i następnie przetworzonej przez nas w studiu. Fascynują nas wyprawy w nieznane tereny, a to był dobry sposób, aby dostać się do innego dźwiękowego świata.
„Jaunu” buduje pewne skojarzenia z tym, co tworzy fantastyczny kolektyw – skądinąd założony przez Stijna Coolsa – Book of Air, chodzi o powolnie rozwijające się ambientowe wręcz abstrakcyjne formy. Akurat otwierający „Oya” zaskakuje wartką rytmiką elektronicznej perkusji przyozdobioną migoczącymi drobinkami. W nowych kompozycjach Hoera. jest dużo miejsca na wypełnienie go naszymi własnymi emocjami. Jest też odpowiednio zagęszczony czas zacierający w naszym umyśle stan: „tu i teraz”.
Wbrew przypuszczeniom o skomplikowanym procesie, jaki posłużył do skomponowania tych wszystkich dźwięków, udało się muzykom wypracować harmonię i świeżość. W utworze „Wawarba” ma się wrażenie jakby to Herbie Hancock jedną dłonią dotykał klawiszy syntezatora, a drugą James Holden kręci gałkami systemu modularnego, ale pod melancholijnie poruszającą się batutą Hoera.
Dzięki „Bada” odbywamy kapitalny nocny ambientowy spacer w głąb pomrukującej prerii. Zakładam, że „Yu-Lou” przyciągnie uwagę miłośników m.in. Labradford i innych projektów związanych z Kranky. W „Twinny” również podążamy za futurystycznymi tropami. Nagranie „Hoera” z kolei wpuszcza do naszych uszu delikatny podmuch chóralnego śpiewu rozpościerającego się jak gobelin, a na nim wijąca się linia basu – i co ciekawe – brzmiącego jak u Jaco Pastoriusa (!). „Jin” kołysze chóralną dramaturgią / zadumą, ale nie patosem.
Gitara akustyczna Berta w „Ayewo” – przesiąknięta tajemniczą pustynią, jak i bliskowschodniej liryką – przepięknie współgra z chórem oraz szeptem miotełek perkusyjnych, przypominających poruszane przez wiatr gałązki drzewa. Na ekranie filmowym to turecki reżyser Nuri Bilge Ceylan potrafi w mistrzowski sposób skupić wzrok i słuch widza na podmuchu wiatru. Piszę o tym, ponieważ czuję, że współpraca między Hoera. a Ceylanem wzbudziłaby absolutnie przeszywający powiew wzruszenia. Senny dryf w postaci „Elon” wieńczy tę znakomitą płytę.
Świat rzeczywisty jest o wiele mniejszy niż świat wyobraźni – Friedrich Nietzsche.
17.05.2019 | granvat
Strona Facebook Hoera. »
Strona Granvat »
Profil na Facebooku »