Pierwsze nagrania Marka Barotta obracały się wokół elektronicznych eksperymentów. Później artysta poświęcił się drumnbassowej tradycji, po której nastąpiła downtempowa konwersja. Co ciekawe, w przypadku „Memories From A Fading Room” mamy do czynienia z kolejną stylistyczną metamorfozą.
Trzynaście kawałków połączonych zostało w taki sposób, że momentami jedynie dzięki zmieniającym się nazwom na wyświetlaczu jesteśmy w stanie zidentyfikować kolejne nagranie. Obok komputerowo wygenerowanych dźwięków mamy tu brzmienia retro, melodyjki wydawane przez dziecięce organki, gitarę akustyczną w duecie z leniwym piano i odgłosem kręcącej się taśmy w szpulowym rzutniku, a gdzieś na drugim końcu dialog krewnego, który opowiada historie z życia codziennego. Na płycie pełno jest więc różnorodnych smaczków, mikrodźwięków, elementów field recordings.
„Memories From A Fading Room” jest specyficznym, muzycznym pamiętnikiem. To odtworzony zapis dźwięków z dzieciństwa. Wyciągnięte z szafy stare taśmy, wplecione między atmosferyczne podkłady są jak sen. Pojawiające się na tej płycie głosy i całe dialogi przywołują obrazy dawnych dni, przykryte jednak mgłą. Oprócz dźwięków z rodzinnego archiwum autora usłyszymy też wypowiedzi telewizyjnych i radiowych spikerów, których historie tworzą specyficzną, sentymentalną aurę. Album jest więc bardzo różnorodny – chwilami wznosimy się na dźwiękowe górki, niespodziewanie atakowani dźwiękami, które są jak podmuch ciepłego wiatru. Nie są to jednak drastyczne zwroty akcji – raczej momenty, których byśmy oczekiwali, niezbędne uzupełnienia całości.
Sentymentalny wyraz płyty daleki jest na szczęście od poczucia mdłej egzaltacji – całość nie nudzi, a po wysłuchaniu mamy wrażenie, że właśnie przebyliśmy jakąś trasę, podróż dobiegła końca, nawet jeśli słuchając jej siedzieliśmy w jednym miejscu.
Wpływ filozofii ambientu odcisnął piętno na najnowszych dokonaniach Marka Barotta, ale „Memories From A Fading Room” nie jest materiałem wzorowo wykrojonym wedle wzoru Briana Eno. To muzyka, którą odbieać można zarówno pasywnie, jak i aktywnie – wybór należy do nas. Rozczarują się jednak ci, którzy spodziewają się jednostajności, klarownych melodii czy bitów. Barott kieruje swój nowy materiał do tych, którzy lubią dźwięki nie zawsze jasnego pochodzenia – fanów ambientu i field recordings, którzy jednak nie lubią przy muzyce zasypiać.
myspace.com/futureloopfoundation
2008
bardzo lubię jego płytkę time and bass jest naprawdę wciągająca …wracam do niej co jakiś czas….sprawdze i tę..