Trudno oprzeć się wrażeniu, że berlińską scenę techno zdominowały ostatnio panie. Wszechstronna Anja Schneider, djka, producentka i radiowiec, zdążyła już wcześniej wywołać u mnie młodzieńcze palpitacje paroma singlami i remixami, by zaraz potem osłabić entuzjazm zbyt daleko idącym, jak na moje ucho, banalizowaniem technicznego brzmienia. Dlatego, prawdę pisząc, trochę się tej płyty obawiałam. Okazało się jednak, że zapracowana Niemka nie traci czasu, a gatunek wcale się nie wyczerpał. Wystarczył drobny remont i recycling, by otrzymać coś więcej niż tylko 10 zimnych i tanecznych kawałków. Każda przecież, nawet najbardziej minimalowa kompozycja kryje tu w sobie jakąś niespodziankę.
Anja Schneider – „Beyond The Valley”
Bez rozbiegu czy innego intro, które mogłoby powolnie wprowadzić słuchacza w klimat – wg oklepanej zasady „najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie” – od razu spada na uszy kilka loopow zwiastujących, że techniczną stronę brzmienia Anji ozdobią akcenty wysoce melodyjne, a zamiłowanie do egzotyki nie sprowadza się jedynie do tytułów. Na tym raczej ciemnym i przede wszystkim rytmicznym tle przywołującym skojarzenia z pierwotnym transem nie brakuje punktów kulminacyjnych i jaśniejszych plam uśmiechniętych, parkietowych harców. Oto ni stąd ni zowąd wśród właściwych gatunkowi, powtarzanych jak mantra wystukiwanych motywów, mogą pojawić się tribalne i plemienne wtręty – niczym sztab opasanych etnicznymi wdziankami kobiet grających na tarach – wplątane w miejsko i swojsko brzmiące akcenty (jakieś niby auta, niby tłukące się szkło). Ale promujący album “Mole” to dopiero preludium do zabawy, która szybko zmienia się w rozgrywkę miedzy minimalem i tangiem, kiedy to słuchacz traci orientację i podczas “Maki” momentami nie wie, czy znalazł się na berlińskim parkiecie, czy miedzy fałdami harmonii Piazzolli.
Anja Schneider – „Maki”
Jakby tego było mało, całość utworu pięknie ogrzewa spadek po detroit-techno i subtelnie dawkowana linia melodyczna. Tak, tak, “Maki” to mój energetyczny, sielankowo-optymistyczny faworyt. Jednak „poza doliną” czai się tez druga, mroczniejsza strona minimalu – znika egzotyka, słoneczne akordy ustępują miejsca coraz odważniej wkraczającym basom i potężnej psychodelii, właściwej miejscom, które rodzice każą swym dzieciom omijać szerokim łukiem. Najpierw w tytułowym “Beyond the Valley”, potem w kaskadowo, acz niespiesznie schodzącym po kolejnych kręgach piekiełka “Get Away”, uporczywie uwierającym świadomość, ze oto już słońce wysoko na niebie, a nam wcale nie chce się opuszczać tego ciemnego klubu i oglądać pogodnego dnia. Są tez hity znane wcześniej słuchaczom: “Gimlet” i “Belize”, przy czym ten drugi ewidentnie kojarzy się z radosną częścią twórczości Roberta Hooda i wyraźnie prowadzi nieposkromioną beztroską i transowością. Trochę szkoda, że dusznym, zmysłowym numerem („Fish at Night” ), na niwie downtempowych brzmień, Anja Ameryki nie odkrywa, niemniej stanowi on całkiem zmyślne zamknięcie „potworowego”, jak go określa sama autorka, albumu.
Anja Schneider – „Gimlet”
Osobom, które wcześniej nie dały się uwieść tzw. techno i to z serca Niemiec, krążek jako całość może jawić się jako kolejna zbitka znanych już, przytupujących brzmień dla zagorzałych fanatyków. Bo mimo przebijających etnicznych nawoływań, licznych wycieczek melodyjnych i wysokotonowych akcentów, słychać wyraźnie, że szefowa Mobilee nie uznaje brzmieniowych kompromisów. Przy współpracy z Paulem Brtschitschem Anja konsekwentnie popłynęła w ostro-klubową bajkę, doskonale oszczędną i z lekka neurotyczną. Najlepiej chyba jednak zasmakować jej albo na imprezie albo na słuchawkach. Broń Boże proszę nie próbować poznawać mrocznego i cudownego świata Anji puszczając go jako tło do zmywania naczyń, bo można go zwyczajnie przegapić.
2008

Jako Polka mieszkajaca w Niemczech absolutnie zgadzam sie z ostatnim akapitem recenzji.
Dlatego osobom, ktore wczesniej jednak daly sie uwiesc tzw. techno i na dodatek mialy to szczescie bywac w dobrych klubach w Hamburgu i Berlinie, plyta bedzie sie bardzo podobac! Z mojego (rowniez damskiego) punktu widzenia to klasyczne techno, ale jakze odswiezone i z wieloma nowymi, ciekawymi wstawkami.
Polecam! Szczegolnie dla smakoszy gatunku.