Kiedy po raz pierwszy słuchałem poprzedniej płyty Goldfrapp – wydanej w roku 2005 „Supernature” – byłem przekonany, że duet już na dobre taplał się będzie w kabaretowo – tanecznym koktajlu. Nawet spokojniejsze kawałki zostawiały po sobie jakiś zawiadiacki, pełen bąbelków posmak. Alison obsypana była brokatem, Will biegał z kiczowatym, przewieszonym przez ramię keyboardem – ot kolejny zakochany w electro band. Powrót do brzmień z debiutanckiego „Felt Mountain” wydawał się wówczas – nomen omen – utopią.
Tymczasem duet znudził się syntetyką szybciej, niż się spodziewałem. W wywiadach Alison zaczęła opowiadać o swym egzaltowanym śnie („Drzewo z numerem siedem. Przepiękne, kołyszące się niczym podwodne wodorosty”), Will zamienił natomiast klawisze na gitarę akustyczną. Do studia sprowadzono kwartet smyczkowy, pianino, hordy śpiewających ptaków. „Some people need more than a slice / But when it fades / When the glitters gone / Ask how old I am” – śpiewa Alison, a my myślimy sobie: czyżby Goldfrapp leczyli kaca po szaleństwach „Black Cherry” i „Supernature”? Czyżby Alison faktycznie poczuła się zmęczona swoim dotychczasowym wizerunkiem (zimna blondyna, mizdżąca się do automatu perkusyjnego)? Tak czy inaczej – „Seventh Tree” to bez wątpienia ostry zwrot akcji w historii duetu. Jest wyjątkowo spokojnie, akustycznie, dość pastelowo. Golfrapp nie mają zamiaru wracać do genialnych, przejmujących nastrojów z „Felt Mountain”. Tam wyciszenie przeszyte było niepokojem, tu obszyte zostało melancholią. Tam Alison uwodziła swoją smutną manierą, tu raczej klepie po plecach. Zamiast trip-hopu dostajemy więc niemal…folk, zaśpiewany wyjątkowo – jak na możliwości wokalistki – ostrożnie. Dla mnie właśnie śpiew Alison jest na tej płycie największym rozczarowaniem. Will Gregory robi co może, prowadząc niezłe kompozycje z wielkim, prawie orkiestrowym rozmachem. Tymczasem nasza główna bohaterka wydaje się znużona, barwy jej głosu są zadziwiająco zachowawcze. To nie dojrzałość, to zmęczenie. Spory minus, z powodu którego możemy nawet nie zauważyć, że ta płyta właśnie przed chwilą dobiegła końca.
Po przytykach będą wyróżnienia: choćby za „Happines” i „Cologne Cerrone Houdini” – świetnie wymyślone, rdzennie goldfrappowskie kawałki. Za „Some People” – tu z kolei piękne melodie i szeptliwy głos Alison. Na pewno też „Caravan Girl” – ta kompozycja powinna promować całe wydawnictwo. Wydawnictwo, które dla wyznawców „Felt Mountain” będzie tylko częściowym spełnieniem. Wszyscy inni znajdą tu kilka naprawdę dobrych, świetnie wyprodukowanych kompozycji. Miejmy tylko nadzieję, że podczas koncertów Alison pokaże nieco więcej energii – bo właśnie tego siódmemu drzewu momentami brakuje.
2007
Mnie też płyta wydaje się nieco zbyt spokojna, a momentami po prostu nudna.
Podobnie jak z Bjorkową Voltą – niewiadomo jak się do tego odnieść.
Generalnie na minus.
Utwór Clowns to mistrzostwo świata!. Nie spodziewałam się po Goldfrapp takiej wrażliwości. Allison uwodzi swoim bełkotliwym śpiewem.Cudo
Osoba,która dopisała komentarz poniżej trafiła w samo sedno,niestety kto nie zna chociażby np.Minnie Riperton nie zrozumi o co na tej płycie chodzi,zresztą Polacy to naród w dużej częsci nerwowy i roztrzepany,z trudem przychodzi Polakowi chill-out,chyba że po 20 głębszych,a ta płyta jest dla ludzi potrafiących odpłynąć..więc tylko małe grono rodaków załapie 😉
Bardzo dobry album. A czepianie się wokalu Alison to chyba jakieś nieporozumienie…
Rzeczywiście, muzyka z tego albumu jest (zadziwiająco!) spokojna. Kojarzy mi się z początkiem wiosny, z pogańskimi obrzędami, z bieganiem nago po lesie z przyczepionym do głowy porożem jelenia. Nie jest dobrze, ale jest na pewno lepiej niż na Supernature.
jako fan felt mountain przyznaję słuszność. nie tego się spodziewałem słysząc newsy o powrocie do starych dźwięków. nie jest wybitnie, nie jest też źle. jako nieabsorbujące tło do codziennych domowych spraw w sam raz.
Tak jak autor pisze: częściowe spełnienie 🙁 . Ale da się słuchać. 🙂
To po prostu przeraźliwie nudna płyta. Nie przypuszczam aby spodobała się fanom Black Cherry czy Supernature . Ani też fanom Felt Mountain . Target to tym razem chyba fani country 🙁