Wounded Rhymes to niezwykle szczery i pełen emocji zapis dojrzewania, nieodwracalnej utraty niewinności oraz naiwności. Od debiutu różni go wiele bo i sama autorka piosenek znacznie się zmieniła, z dziewczęcej, trochę nieśmiałej kokietki przeobraziła się w pełnokrwistą kobietę, która w tekstach oddaje nam całą siebię śpiewając o głebokiej miłości, przywiązaniu, smutku czy uwodząc w roli zmysłowej femme fatale.
Już otwierający album Youth Knows No Pain niesie ze soba więcej energii niż całe Youth Novels, mocny rytm i zadziorny wokal w niczym nie przypominają tej Lykke Li z debiutu. Popowy I Follow Rivers jest deklaracją miłości, która nie zna przeszkód pięknie zobrazowaną w teledysku w reżyserii Tarika Saleha.
Li twierdzi, że kiedyś chciałaby nagrać płytę stonowaną i minimalistyczną, odartą z wszelkich niepotrzebnych ozdobników, zdaję się, że przymiarką do tego jest Unrequited Love gdzie jej głos – jedynie na tle gitary – brzmi jeszcze bardziej intensywnie i dramatycznie niż zwykle. Get Some wprowadza nas w świat szalonego tańca, afrykańskich rytmów i bardzo kobiecej, wyzywającej Li, Li jakiej jeszcze nie znaliśmy. Sporej dawki energii dostarcza także Rich Kids Blues, najbardziej indie-brzmiący fragment Wounded Rhymes, z rzężącymi gitarami i nonszalanckim wokalem. Skoro mowa o wokalu, to warto zaobserwować jak artystka potrafi operować swoim głosem aby wyrazić różne emocje, raz jest pełna żalu i dramatyzmu jak w Unrequited Love, raz władcza i uwodzicielska (Get Some) a czasem właśnie zimna i nonszalancka. Niewiele wokalistek potrafi być takim kameleonem, zmieniać sposób śpiewania zależnie od piosenki i bawić się swoim głosem, a te co potrafią, w tym Lykke Li, łatwo się słuchaczom nie znudzą.
Li przyznaje, że smutek i tragedia są nieodłącznymi towarzyszami jej życia, ale także źródłem inspiracji, takie przekleństwo i błogosławieństwo w jednym i o tym właśnie opowiada Sadness is a Blessing. Swoista oda do depresji brzmi dziwnie radośnie ale o to właśnie tu chodzi. Wokalistka desperacko błaga swoją inspirację aby nigdy jej nie opuszczała bo jest potrzebna do tworzenia piosenek, będąc tym samym warunkiem artystycznego spełnienia.
Końcówka albumu jest nie tyle poruszająca co wstrząsająca, Silent my Song jest pełną patosu pieśnią przenoszącą nas na krótką chwilę do mrocznej, barokowej rzeczywistości. Minimalistyczna aranżacja jest tłem dla potężnie brzmiących wokali, a w głosie Li tym razem słychać zmęczenie i rezygnację (…call it love or call it murder, kill me quietly). Jak przystało na modelowe zakończenie albumu Silent my Song pozostawia słuchacza w lekkim szoku, ale jednocześnie błagającego o więcej.
Lykke Li pytana przez dziennikarzy czy nie obawia się odkrywać przed światem całej swojej osobowości i ujawniać emocji, które w niej siedzą odpowiada, że dla niej nie ma innej drogi. Jeśli nie ma tej iskry ani napięcia to nie ma też Lykke Li, wszystko albo nic. Li jest artystką bezkompromisową i póki co wychodzi jej to świetnie, oby tak zawsze.
LL Recordings 2011
Teledysk inspirowany Essential Killing?
lykke li na portalu nowamuzyka? to chyba jakis zart
Fajnie, że Lykke odpuściła z ckliwością. Czekam na remix DiskJokkea 🙂