Najbardziej przebojowa płyta w dorobku brazylijskiego producenta.
Kariera brazylijskiego producenta przebiega paralelnie do zmian zachodzących w repertuarze jego macierzystej wytwórni. Zarówno Gui Boratto, jak i Kompakt zaczynali od muzyki typowo klubowej, skoncentrowanej na minimalowym techno. Z czasem brzmienia te nabierały coraz bardziej melodyjnego charakteru, dzięki czemu docierały do coraz szerszego grona odbiorców. Najnowsza płyta gwiazdy kolońskiej wytwórni jest kulminacją tego procesu, stanowiąc przebojowe połączenie tanecznych rytmów i popowych wokali.
Zaczyna się dosyć mocno – ale choć Gui Boratto sięga w „Antropofagii” i „Jokerze” po masywny tech-house, nasyca go przestrzennymi arpeggiami kosmicznych syntezatorów, nadającymi całości zwiewny charakter. Powiew ciepłego powietrza znad Ibizy przynosi „Please Don’t Take Me Home” – bo to zmysłowy house ozdobiony chwytliwym śpiewem Roda Rossi i funkowym kumkaniem gitary. Podobnie wypada „Get The Party Started” – porywając swą imprezową energią niesioną przez soulowy chórek. Segment ten puentuje nieco twardszy „Abaporu” – uderzając sonicznymi akordami klawiszy.
Mniej taneczną rytmikę znajdujemy w „22” – a spowolnionym breakom towarzyszą tu szorstkie dźwięki gitary. Równie kołyszący puls ma „Manifestto” – uwodząc tęsknym motywem syntezatorowym o ejtisowej barwie. Echa muzyki sprzed trzech dekad przynosi również „Take Control” – brzmiąc niczym uwspółcześniona wersja dawnych hitów New Order. Zimną partię piano rodem z dokonań Joy Division znajdujemy z kolei w „Indigo” – zostaje ona jednak wpisana w formułę motorycznego tech-house’u.
Na finał płyty Boratto jeszcze bardziej dorzuca do pieca. Niestety – z niekorzyścią dla jakości muzyki. „Wait For Me” i „Where I Belong” to najsłabsze nagrania w zestawie, zdradzające wyczerpanie się formuły opatentowanej przez brazylijskiego producenta. Sytuację ratuje „Too Late” – łącząc ciekawie seksowna wokalizę Luciany Villanovej z warczącą partią basu i jazgotem post-punkowej gitary. Całość wieńczy popowa wersja ambientu w swej najczystszej formie – kojący nostalgicznym fortepianem „Palin Dromo”.
„Kompakt jest skończony” – mówią ortodoksyjni fani undergroundowego techno. Z drugiej strony występy Guiego Boratto na open-airowych festiwalach tego lata gromadziły tłumy jego wielbicieli. Cóż – prawda, jak zwykle, leży po środku. „Abaporu” to dobra płyta – z kilkoma drobnymi potknięciami. Na pewno spodoba się ona bywalcom Audioriver czy Taurona, nie mogąc raczej liczyć na przychylne przyjęcie gości Unsoundu czy Atonala. Kompakt to dzisiaj po prostu elektroniczny mainstream.
Kompakt 2014
www.facebook.com/KompaktRecords
Płyta dostępna jest w sklepie
Lepszy ten mainstream niż najmodniejsze wydawnictwa.
Kompakt nigdy ambitny nie był. A sam Mayer najlepsze, co stworzył, to „Falling Hands”.
hmm The Field, Vermont i Mohn to też mainstream?.. hm to w sumie ok, taki mainstream może być, fakt, że sporo ostatnio przystępniejszych pozycji ukazało się pod szyldem Kompaktu, ale da się tego posłuchać
W porównaniu do najmodniejszych wydawnictw L.I.E.S., Blackest Ever Black czy PAN – to jednak już mainstream. 😉
To jest recenzja albumu Gui Boratto czy całego Kompaktu?
Inteligentny Czytelnik wie, czego to jest recenzja.