
Mistrzowski debiut reprezentanta kolejnej generacji elektronicznych artystów z Motor City.
Patrice Scott zachwycił się muzyką klubową, kiedy w sąsiadującym z mieszkaniem jego rodziców klubem w Detroit wystąpiła grupa Sharevari. Miał wtedy trzynaście lat – ale od tego momentu zaczął podążać wyraźnie wytyczoną drogą w stronę tworzenia własnych nagrań. Po drodze było oczywiście didżejowanie, w arkana którego wprowadzali go sami mistrzowie – Juan Atkins, Derrick May i Kevin Saunderson.
Pierwsze własne utwory zaczął tworzyć, wykorzystując dwukasetowy magnetofon, gramofony i automat perkusyjny. Zanim ujrzały one światło dzienne, musiało jednak trochę potrwać. Dopiero w 2006 roku Scott powołał do życia własną wytwórnię Sistrum – i od pierwszej płyty, którą opublikowała, pozostaje jej wierny do dziś. Nic w tym dziwnego – bo każde wydawnictwo tłoczni spotykało się z wielkim entuzjazmem.
Tak zapewne będzie i z debiutanckim albumem producenta. I słusznie – bo to rewelacyjne dzieło. Otwierające je przeciągłe pasaże onirycznych klawiszy uzupełnione hi-hatowym cykaniem („Detroit State Of Mind”) od razu przywołują na myśl najpiękniejsze momenty z muzycznej historii Motor City. Podobnie jest w kolejnym nagraniu, gdzie rozlega się twardy bit wnoszący kolejne partie syntezatorowych dźwięków, osadzone na kosmicznym tle („Ditr5th”).
Mimo, że muzyka Scotta ma całkowicie detroitowe brzmienie – podkłady rytmiczne kojarzą się momentami bardziej z chicagowskim hard house’m. Przykładem tego są umieszczone tuż obok siebie kompozycje „Escapism” i „Hysteria” – bo jest w nich miejsce na ciężką rytmikę, ale też rwane akordy o popiskującym tonie i rozwibrowane arpeggia. A dodatkowo wszystko to zanurzone jest w rozjeżdżonych tłach o oldskulowym sznycie.
„Euphonium (E.T.A. Dub)” przenosi nas już na teren nastrojowego deep house’u – oto bowiem masywne uderzenia automatu perkusyjnego zostają uzupełnione giętymi pochodami głębokiego basu. Podobnie dzieje się w „They Walk The Earth” – gdzie dodatkowo rozlega się mechaniczny clapping, opleciony metalicznymi ukąszeniami klawiszy. Największą niespodzianką okazuje się być jednak na płycie „The Dark Dance (E.T.A. Mix)” – surowy break house przewiercony acidowymi loopem i uwznioślony chóralnymi efektami.
Finał rozpoczyna ambientowa miniatura – rozwibrowane kosmicznym arpeggio przestrzenne „Sync Deeper”. A potem znów wraca typowo chicagowski hard house podrasowany na modłę detroitowego techno – łączące funkowy puls basu z rozedrganymi syntezatorami na pastelowym tle „Music Therapy Pt. 2”.
Obok wydanego kilka tygodni temu debiutanckiego albumu Levona Vincenta, pierwsza płyta długogrająca Patrice’a Scotta to dwa najciekawsze jak dotąd w tym roku wydawnictwa z kręgu nowego house’u. Oba materiały sporo łączy – oszczędność zastosowanych środków wyrazu, głęboki szacunek dla tradycji i nieskrępowana wizyjność. O ile jednak Vincent śmiało flirtuje z innymi gatunkami, od disco do industrialu, tak Scott trzyma się jednej estetyki. I dlatego z takimi artystami, jak ten czarnoskóry producent, Detroit nadal pozostaje źródłem najszlachetniejszej elektroniki do tańca.
Sistrum 2015

można gdzieś kupić ten album w formie digitalnej? szczerze mówiąc jestem bezbronny wobec wydawnictw których nie ma na spoti, to samo mam z grantem – albumem widmo 🙂
granta kupiłem na winylu zresztą scotta też 🙂 – napisz lub zadzwoń tu – http://yakrecords.pl/kontakt/ miły i uczynny człowiek może pomoże . patrice scott na winylu jeszcze jest dostępny chyba z grantem to nie wiem – pozdrawiam, nawiasem niektóre wydawnictwa zdaje się sprzedaje digitalnie hardwax – też warto sprawdzać. pozdrawiam.
super ! czekam i idę do kasy zapomogowej 🙂 !!
Już nie mogę się doczekać aż usłyszę tą płytę
Tylko winyl!