Wpisz i kliknij enter

LOW – Ones and Sixes

Ponad 20 lat na scenie… Czy nadal można tworzyć zaskakujące albumy? Sprawdźcie sami, bo grupa Low wydała swój 11 longplay!

Muzycy z Minnesoty już niejeden raz w swojej karierze udowodnili, że potrafią odrodzić się wraz z opublikowaniem kolejnej płyty, co też potwierdza tegoroczny album „Ones and Sixes”. Alan Sparhawk i Mimi Parker są doskonałym przykładem artystów, którym udało się wykroić swój muzyczny kawałek świata i pielęgnować go przez ostatnie dwie dekady.

Kompozycje z „Ones and Sixes” zostały zarejestrowane w studiu niejakiego Justina Vernona (aka Bon Iver). W niektórych nagraniach gościnnie pojawił się perkusista zespołu Wilco – Glenn Kotche. Sam początek płyty („Gentle”) obwieszcza, iż członkowie Low sięgnęli po elektronikę – zadziorne brzmienie, jakie pomógł im uzyskać BJ Burton, dodaje całości niezwykłej świeżości. W kapitalnych fragmentach „No Comprende” i „Spanish Translation” mamy Low w najlepszym wydaniu – czyli nieśpieszne tempo, głęboki bas, potężne gitary, świetne wokale i hipnotyczne uderzenia Mimi w werbel. Minimalistyczny bit i fortepian w „Congregation” towarzyszy wokalnym partiom Parker, a z kolei w „No End” słyszymy głos Sparhawka w otoczeniu rockowej dynamiki. Podobny klimat znajdziemy w „What Part of Me”. Wgniatający bit w „The Innocents” pulsuje aż do końca kawałka, zaś utwór „Lies” to cudna i pogodna piosenka. A w 10 minutowym „Landslide” na pierwszy plan wysuwają się drapieżne gitarowe riffy oraz wokalne harmonie – dzięki takiemu połączeniu przypominają się lata 90. i można poczuć ten wyjątkowy nastrój, jaki wówczas wywoływała mieszanka post-rocka i slowcore’u. Kompozycja „DJ” zamyka ten wyśmienity materiał.

Nieważne, gdzie będziecie słuchać płyty „Ones and Sixes”, czy to będzie pustkowie, wielkie miasto, mała miejscowość, łąka, las, góry – to i tak muzyka Low zamieni każde otoczenie w przestrzeń oczyszczoną z problemów oraz trosk wynurzających się spod powierzchni codzienności. Co istotne, Amerykanie robią to w sposób bardzo przemyślany. Takie odklejenie się od rzeczywistości przy dźwiękach Low można by nazwać swoistym eskapizmem, co oznaczałoby, że ich nagarnia po prostu posiadają ten magiczny pierwiastek, którego nigdy nie odkryją w sobie wykonawcy z tzw. mainstreamu. Gdy słyszę wypowiedzi jurorów/trenerów z polskich programów typu talent show, że niby oni odkrywają charyzmatyczne głosy, a później okazuje się, że te „wielkie” osobowości są jedynie w stanie pajacować podczas telewizyjnej szopki w noc sylwestrową. Wiem jedno, że ogromny talent, szczerość i pasja tworzenia muzyków z Duluth zawsze wygra z mydlinami oraz pseudo-eterycznymi balladami ślizgającymi się po listach przebojów.

11.09.2015 | Sub Pop   

 

Strona Low »
Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »
Strona Sub Pop »
Profil na Facebooku »







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy