Wpisz i kliknij enter

Wrangler – White Glue

„Stop spending money that you don’t have/Stop buying shit that you don’t need” – radzi Stephen Mallinder. 

Debiutancki album tria Wrangler wydany przed dwoma laty z pozoru wydawał się jedynie próbą przywołania w dzisiejszych czasach dawnego fenomenu muzyki brytyjskiego duetu Cabaret Voltaire. Wszak za mikrofonem stał w nim ten sam wokalista – Stephen Mallinder. Towarzyszyli mu jednak dwaj inni instrumentaliści: zamiast Richarda H. Kirka na syntezatorach grali Ben Edwards (znany jako Benge) i Phil Winter (Tunng). To w naturalny sposób sprawiało, że już „LA Spark” był nieco odmiennym spojrzeniem na industrialną muzykę taneczną sprzed trzech dekad.

Potwierdza to drugi album Wranglera, na którym nie dość, że dostajemy rozwinięcie pomysłów z debiutu, to również trafiamy na zupełnie nowe wątki. Jasne – nie mogło na „White Glue” zabraknąć tego, co stanowiło o sile Cabaret Voltaire – zmysłowego electro-funku zagranego na analogowych maszynach i zaśpiewanego z niepokojącym napięciem w głosie. Na tym krążku to takie utwory, jak podrasowany acidowym loopem „Alpha Omega”, mieniący się elektroniką z lat 80. „Stupid” czy wykonany rozedrganym wokalem „Days”. Najlepiej wypada jednak z tego segmentu „Dirty” – w pomysłowy sposób łącząc zbasowane akordy klawiszy z rwana partią gitary (gościnnie: LonelyLady).

A co z nowinkami? „Clockwork” wprowadza do zestawy kojącą nutę nastrojowego deep house’u o nowojorskim brzmieniu. Tak grał kiedyś Cabaret Voltaire na płycie „Groovy, Laidback And Nasty” – tak dzisiaj stylowo przywołuje te dźwięki Wrangler. „Stop” to również house – ale w bardziej minimalowej formule, wpisującej w rozwibrowaną elektronikę mroczny szept Mallindera. Z kolei „Real Life” brzmi niczym chmurny proto-house, który mógłby wyjść spod palców DAF w okresie „1st Step To Heaven”. Całość kończy z kolei całkiem odmienna kompozycja – „Colliding” – stanowiąc czytelny hołd muzyków dla niemieckiego kraut rocka spod znaku wczesnego Kraftwerk.

To zróżnicowanie „White Glue” sprawia, że album wydaje się być ciekawszy od „LA Spark”. Jest bowiem na nim z jednej strony miejsce na muzyczne odwołania do twórczości Cabaret Voltaire – ale z drugiej strony również czytelne sygnały, że trzech muzyków wchodzących w skład Wranglera chce kreować zupełnie własną muzykę, oczywiście w naturalny sposób podporządkowaną specyficznej manierze wokalnej Stephena Mallindera. Już poprzedni materiał sprawdzał się świetnie podczas występów tria – z tym nowym będzie na pewno jeszcze lepiej.

Meme Tunes 2016

www.facebook.com/mallinderbengewinter







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
jędrek
jędrek
8 lat temu

Ciekawa pozycja , no i Benge [ dla mnie zajebisty artysta na marginesie, tu link dla zainteresowanych – http://www.expandingrecords.com/ ].
Pozostaję wiernym kibicem & czytelnikiem. Pozdrawiam.

Ps – dla znudzonych krytyków abałdełej – weźcie się do roboty jak wam nie pasi i sami publikujcie a jak nie to wypad, nikt nikogo nie zmusza do czytania, ja lubię sobie poczytać.

Pozdro nr 2.

Polecamy