Wpisz i kliknij enter

TER – Remains

Powolność nie oznacza nudy.

Magda Ter po raz kolejny udowadnia, że poszukiwania swojego brzmienia zaprzestawać nie wolno. Jej twórczość opiera się głównie na analogowym brzmieniu. Lubię jej powściągliwość i nie uleganie modzie, aby iść na skróty. Widać w tym i cel i porządek. Ze znalezionych informacji wynika, że album powstawał przez dwa lata. Jest to na tyle długi czas, żeby go precyzyjnie wymyślić, skonstruować, poszukać odpowiednich brzmień oraz nabrać potrzebnego dystansu. „Remains” to płyta do wielokrotnego słuchania. Pozwala jednocześnie na odklejenie się od rzeczywistości, jak i na poszukiwania wszelkiej maści ciekawostek, rozwiązań i zaskakujących dodatków dźwiękowych. Wydany w tym roku album TER z Mirtem jest bardziej drapieżny, a ja wolę nieco roztopione klimaty. Dlatego solowe wydawnictwo TER podoba mi się bardziej.

„Remains 4” przynosi wyciszenie. Tak brzmi wyobcowanie w przybliżeniu. Dość klaustrofobiczny nastrój, który bardzo powoli i konsekwentnie osacza słuchacza. TER się nie spieszy w swojej operacji. Minimalnie zmiany tonacji, zaokrąglone plamy dźwięku i trochę płynnej elektroniki w tle zacieśniają pętlę. Pod koniec dźwięki przyspieszają tworząc mrowie. Zwrócę uwagę na oszczędność środków. Twórczyni szuka tu nowych ścieżek, gdzie szmer będzie ważniejszy niż rytm. Druga część płyty przynosi więcej takich momentów. W „Remains 5” pojawiają się świdrujące dźwięki. TER korzysta ze swojej wyobraźni w sposób niebanalny, co pozwala jej muzyce zapaść w pamięć. „Piątka” przypomina mi trochę twórczość Łukasza Dziedzica, ale okrojoną z ciężkości i surowości. Nie chcę nazywać jej wyblakłą, bo ma po prostu inne zadanie, inne emocje ma budzić. Mnie to uspokaja i pozwala docenić rolę drobnych szczegółów.

Pustynny ambient – tak można by określić z kolei numer dwa na płycie. Niemal słychać szum pustynnej burzy, który przeszywają mocne uderzenia basu. Ni stąd, ni zowąd pojawia się taneczny rytm, żeby zabrać nas w kompletnie inne miejsce. Zlepianie stylów odpowiednio daleko od siebie sąsiadujących, sprzyja wytworzeniu specyficznej aury. U TER nic nie trwa zbyt długo. Więc i rytm zmienia swoje tempo, a powietrze gęstnieje od naelektryzowania. Magda Ter potrafi zadbać o potęgowanie nastroju. Dreszczyk emocji i ciarki wprowadzane są do obiegu przy okazji numeru trzeciego. To za sprawą wsamplowanego ludzkiego głosu. Sam utwór należy do mniej przyjemnych, ale bardzo interesujących. Zapętlane słowa („under fire”?) brzmią tu cokolwiek złowrogo, dając okazję do pobudzenia szarych komórek.

„Jedynka” od razu wprowadza oszczędną formę, zapętlenia i odpowiedni nastrój. Ter umie to wyważyć, odpowiednio ułożyć i zgrać. Ciekawiej wypada druga część utworu, w której bezpieczne oczywistości ustępują nieco bardziej zaskakującym dźwiękom. Dzięki czemu można utracić na moment pewność siebie. Takich, małych zachwiań „Remains” jest pełny. Podsumowanie natomiast wypada okazale. Orkiestrowy rozmach osadzony w techno-świecie. Natchniona atmosfera jaka „szóstce” towarzyszy skłonić może do jakiejś, ekstatycznej radości. Jednak po kilkukrotnym przesłuchaniu wydaje mi się, że na koniec tej celebracji, nic dobrego nas nie spotka. Jest to jakaś forma dobrej zabawy na Titanicu. Nieuchronność zguby nie wyklucza świętowania. Na takich paradoksach zbudowany jest cały „Remains”, który z jednej strony potwierdza siłę kompozytorską Magdy Ter, a z drugiej daje płaszczyznę do bliższego obcowania z samym sobą. Mocna rzecz.

Jasień | 2017

FB

Bandcamp







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] niż ciasne, puste przestrzenie, w których zaczyna brakować powietrza. Dwa tygodnie temu świetnie opisał to Jarek Szczęsny, więc zostawię mu tutaj trochę […]

Polecamy