25 maja na scenie białostockiego kina Forum wystąpił wrocławski zespół EABS.
33. Dni Sztuki Współczesnej obfitowały, co jest stałym punktem tego festiwalu, w dużą ilość przeróżnych spektakli. Ja szczególnie czekałem na wieczór z grupą EABS, tworzoną przez siedmiu wspaniałych instrumentalistów: Marek Pędziwiatr (klawisze, syntezatory, wokal), Marcin Rak (perkusja), Vojto Monteur (gitara elektryczna), Paweł Stachowiak (gitara basowa), Spisek Jednego (gramofony), Olaf Węgier (saksofon) i Jakub Kurek (trąbka).
Pewnie już i tak wszystko wiecie na temat EABS, ale przypomnę, że to są Ci muzycy, którzy w 2017 roku wydali świetnie przyjęty i nagrodzony album „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” w całości poświęcony twórczości Komedy. Otrzymali w marcu 2018 roku, pierwszy raz przyznawaną przez „Gazetę Magnetofonową”, Nagrodę GaMa za najlepszą polską płytę roku 2017. EABS wypełnili swój longplay znaczniej mniej znanymi kompozycjami (pochodzącymi z okresu 1962-1967) z repertuaru polskiego pianisty i kompozytora. Oczywiście Wrocławianie przearanżowali muzykę Komedy, nadając jej totalnie współczesny wymiar.
Warto pamiętać odnośnie samej grupy EABS, że oni nie wzięli się znikąd, a „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” nie jest ich dziewiczym wydawnictwem. Od wielu lat we Wrocławiu chłopaki urządzali sesje z cyklu Electro-Acoustic Beat Sessions w nieistniejącym już klubie Puzzle, zapraszając do współpracy choćby amerykańskiego rapera Kendricka Jeru Davisa (aka Jeru The Damaja), M.E.D.’a, Paulinę Przybysz i Coultraina + Bena LaMar Gay’a (o jego tegorocznej płycie „Downtown Castles Can Never Block The Sun” piszę – tutaj). EABS tworząc te sesje chcieli złożyć między innymi hołd dla Ahmada Jamala, Gila Scotta Herona, J Dilli, Pete Rocka oraz wielu innych muzycznych legend. Ten etap podsumowali wydając w 2016 roku kasetę „PUZZLE Mixtape” nakładem Astigmatic Records.
Jak członkowie EABS wypadli na Dniach Sztuki Współczesnej? Można byłoby to właściwie podsumować jednym słowem – rewelacyjnie! Wyszli tuż pod godzinie 21.00 i zaczęli zgodnie z rozkładem listy utworów na „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)”, czyli od fragmentu „Knowledge (Introdukcja do Etiudy Baletowej)”. Muzyczna maszyna ruszyła! I tak przez kolejne ponad dwie godziny sunęła własnym tempem. Oczywiście usłyszeliśmy na żywo w całości ich ubiegłoroczny materiał, ale rozciągnięty w najlepszym tego słowa znaczeniu do niekończących się improwizacji poszczególnych muzyków. Świetna sekcja dęta Węgier-Kurek i ich sola, wielce utalentowany Pędziwiatr (rap, wokalistyka, fortepian, syntezatory), niesamowity bas Stachowiaka i perkusja Raka, nieco schowana gitara Monteura operująca tłem (choć pojawiająca się w odpowiednich monetach) i gramofony Spisku Jednego dokładające wysmakowane skrecze.
Na koncercie „Free Witch and No Bra Queen” nabiera jeszcze większego drum and bass’owego ognia! W tym nagraniu pochody basu Stachowiaka są mocno osadzone w stylu Jaco Pastoriusa, zaś partiom klawiszy Pędziwiatra bliżej do Herbie’ego Hancocka. Tego wieczoru wybrzmiała też premierowa nowa kompozycja pod tytułem „Kraksa” (jeśli dobrze zapamiętałem?), w której pojawiły się nawet ambientowe fragmenty. Warto czekać na płytę z tym numerem! Z kolei słuchając „God is Love (Bariera XIII)” miałem wrażenie, jakbym siedział na tyle taksówki Roberta De Niro i jeździł z nim nocą ulicami Nowego Jorku, oglądając świat przez szybę auta. Ach ten saksofon tenorowy Węgra!
Na koniec tego niesamowitego koncertu nie zabrakło też afrykańskich wątków, gdzie prawie każdy z muzyków wziął do ręki jakiś instrument perkusyjny (np. krowi dzwonek) i rozpoczął się trans nasączony Ethio-jazzem pod patronatem Mulatu Astake czy Hailu Mergii. Po występie usłyszałem od słuchaczy różne opinie, choć najbardziej w tym przypadku, nie mogłem się zgodzić z takimi reakcjami, że był to niezły, dobry, a momentami nawet nużący koncert. Były fragmenty, kiedy energia na scenie opadała, ale jak się gra tak żywiołowo i dobre ponad dwie godziny, to trudno wymagać od artystów jednostajnego tempa rozkręconego do maksimum. Dla mnie to wszystko ewaluowało w sposób naturalny. Jeśli ktoś twierdzi, że był to nudnawy występ, to raczej nie ma zbyt wielkiego doświadczenia i chyba nie widział naprawdę fatalnych porażek scenicznych.
Stojąca na baczność publiczność wywołała swoimi zdecydowanymi owacjami muzyków EABS na bis. Wyszli, zagrali równie pięknie. Właściwie to mogliby tak grać do rana. Nieczęsto zdarzają się takie koncerty!
Fot. Tomasz Pienicki / Białostocki Ośrodek Kultury