Wpisz i kliknij enter

Mirt – Greed

Wątłe struktury.

Niestrudzony poszukiwacz nagrań terenowych Tomasz Mirt raz jeszcze. Zliczanie wszystkich nagrań, w których brał udział lub je tworzył samodzielnie powinno zostać osobną dyscypliną sportową. Mogą to być na przykład dźwięki przywiezione z Azji albo znad Odry. Zawsze są to wydawnictwa noszące wyraźny autorski ślad. Równie ważne są w przypadku tego artysty nieprzebrane pokłady hipnotycznej substancji, która wylewa się z nich. Nie inaczej jest z ostatnim wydawnictwem zatytułowanym „Greed”. Idiotycznym i nazbyt infantylnym jest ciągłe pisanie o tym, że Mirt przeskakuje samego siebie za każdym razem. Ale co począć kiedy tak właśnie jest?

Rozbijanie tego albumu na poszczególne kawałki mija się z celem. Siłą „Greed” jest właśnie całość. Owszem podzielona na dwie części, ale jednocześnie dająca pełen obraz i oddziałująca niesamowicie na wszystkie zmysły. Intymny charakter muzyki nie przeszkadza jej w uzyskaniu szerokości. Główną przyczyną jest obficie występująca przyroda. Chociażby intensywnie atmosferyczny deszcz w „01 04”. I nie jest to tylko efektowny dodatek, ale pełnoprawna faktura muzyczna, bez której ów utwór nie osiągnąłby takiego brzmienia. Trwa on ponad dziesięć minut i jest fantastyczny. W części dalszej mutuje w stronę mocniejszego uderzenia.

Dodam, że mamy do czynienia z improwizacją. Niesiony swoim talentem artysta rzeźbi cudownie wciągające kompozycje o wątłej strukturze. Właściwie ich delikatność, a nawet miejscami nieśmiałość („02 01”) stanowią najmocniejsze atuty albumu. Moim faworytem jest ascetyczny „02 02”. Ledwo można wyłuskać z niego część nazwijmy to „żywą” i odróżnić od syntetycznej. Dźwięk miło wibruje i sprawia wrażenie jakby został wysuszony na słońcu. Po ponad czterech minutach przenosimy się nad jezioro w trakcie zmierzchu. „02 03” to kolejna perełka udowadniająca z jak nieprzeciętnym artystą mamy do czynienia.

Od „Greed” nie sposób się oderwać. Szczodrze został wyposażony przez swojego twórcę w paletę dźwięków, których pochodzenie może być trudne do rozszyfrowania. Są również kawałki oparte o płaszczyznę zbudowaną na syntezatorach („02 04”). To z kolei daje efekt bardzo filmowy. Całość kończy mocniejszy akcent w postaci „02 05”. Jest on przede wszystkim chybki i dobrze uformowany zawijasami. Po raz kolejny muszę i chcę chwalić Tomka Mirta za jego twórczość. Jest to sytuacja, która mi się nie nudzi. Im dłużej trwa przygoda z jego muzyką tym bardziej jest ona fascynująca.

Readymade Sun | 2019
Bandcamp
FB







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy