Glitch wiecznie żywy.
W latach 80. w komunistycznych Niemczech prężnie działał kasetowy underground. Młodzi ludzie nasłuchiwali zachodnich rozgłośni i mimo różnych obostrzeń próbowali tworzyć własną muzykę, opisującą ich życie w enerdowskim raju. Jednym z nich był Frank Bretschneider, który mieszkał wówczas w Karl Marx Stadt (dzisiaj Chemnitz). Zafascynowany dokonaniami The Residents i Der Plan powołał do życia z kolegami grupę AG Geige, która korzystając z ubogiego instrumentarium, tworzyła rozwichrzoną i chropowatą wersję post-punkowej elektroniki. Jej nagrania wydawała kasetowa wytwórnia młodego artysty klangFarBe.
Kiedy doszło do zjednoczenia Niemiec, Bretschneider w naturalny sposób zafascynował się nowymi gatunkami. Najpierw z kolegą z AG Geige powołał do życia kolejną nową wytwórnię Rastermusic. Jej katalog zaroił się niebawem od odważnych eksperymentów, które wiodły w stronę minimalowej elektroniki. Nic więc dziwnego, że w 1999 roku Frank Bretschneider i Olaf Bender zwarli szyki z Carstenem Nikolaiem, łącząc jego Noton i ich Rastermusic w prawdziwy bastion nowych brzmień – Raster-Noton. Nagrania niemieckiego artysty publikowały jednak również inne wytwórnie – w tym Mille Plateaux czy 12k.
Albumy „Curve” i „Rand”, opublikowane przez pierwszą z nich na przełomie wieków, pomogły skodyfikować nowy gatunek z kręgu post-techno – glitch. Krążki te pokazywały, że Bretschneidera ciągnie również do muzyki klubowej. Potwierdziły to jego późniejsze wydawnictwa – w tym „Lunik” i „Komet”, opublikowane przez Shitkatapilt. Podsumowaniem eksperymentów Niemca z abstrakcyjnie pojmowaną motoryką taneczną, była wydana w 2007 roku płyta „Rhythm”, wydana przez Raster-Noton. Jej kontynuacją okazuje się być teraz krążek „Pounding”, na który materiał artysta nagrał na prostym systemie modularnym i zaprezentował po raz pierwszy podczas Pochen Biennale w Chemnitz cztery lata temu.
Jedenaście nagrań z krążka jest mocno zanurzonych w jamajskich brzmieniach. Najwięcej tu minimalowej wersji dubu – choćby w „Evening News” i „Here We Go”, który niosą delikatnie cykające kruche bity, uzupełniane pulsującym basem i przetworzonymi głosami. „Dichte 9” z powodzeniem mógłby się znaleźć na którejś z wczesnych płyt Pole’a, z kolei „Transit” to perfekcyjny przykład zredukowanego breakbeatu. Momentami niemiecki producent spowalnia ten dubowy puls i wtedy otrzymujemy smolisty trip-hop, jak w „Orbit” czy „Supermoon”.
Kiedy połamane rytmika zostaje usunięta, muzyka z „Punding” dryfuje w stronę glitchowych eksperymentów rodem ze wspomnianych płyt Bretschneidera dla Mille Plateaux. To „Massenmedium” i „Alright Tomorrow”, gdzie rozbrzmiewają trzepoczące efekty rodem z IDM-u spod znaku Autechre. Sample jazzowego piano z kolei sprawiają, że „Gojo” jawi się niczym współczesna kontynuacja „Loop-Finding-Jazz-Records” Jana Jelinka. Najbardziej abstrakcyjny ton ma finałowy utwór „Rapid”, gdzie zawiesisty dub zostaje w końcówce przewiercony noise’owym loopem i zwieńczony uderzeniem bitów w stylu electro.
„Pounding” to krótka i zwarta płyta. Znajdujące się na niej nagrania trwają po kilka minut, jakby Bretschneider chciał zachować ich rozimprowizowany charakter. To właściwie dźwiękowe szkice, które można by rozwinąć w dłuższe kompozycje. Nie jest jednak to wada – taką konwencję wybrał niemiecki artysta i stworzona przezeń muzyka pasuje do niej jak ulał. Rytmiczne modulacje sprawiają, że blisko „Pounding” do jego wspomnianych albumów dla Shitkatapult. Stąd z zawartości płyty mogą skorzystać nawet co odważniejsi didżeje. Album dowodzi, że estetyka glitch nadal jest żywa i można ją ciągle penetrować z ciekawym rezultatem.
Raster Media 2024