Wpisz i kliknij enter

Belbury Poly – The Owls Map


Początkowo wzgardzony i porzucony na rzecz albumów „fajnych”, które trzeba było znać, żeby móc odezwać się przy rodzinnej kolacji, realnie intrygujące brzmienie Belbury Poly powraca po latach. Wybór właściwej pigułki podyktował przypadek: ułożyłem sobie jakiś set, przy którym zasnąłem i po którym poleciało, budząc mnie, Belbury Poly i to od razu z najbardziej chorym na „The Owls Map” utworem. Osobistą kwestią jest sposób poznawania muzyki. Kto wybiera strzał w potylicę pośrodku kręgu dławiących się ekstazą kapłanek voodoo niech zacznie od „Scarlet Ceremony”, kto woli zrobić to po bożemu, niech nie waży się wkładać tego albumu do odtwarzacza niewyspanym.
Pierwsze parę przesłuchań to niewątpliwie dezorientacja. Po pierwsze: dźwięki zawarte na „TOM” nie są odkrywcze w sensie muzycznym, a raczej symbolicznym – ewokowane obrazy, budzone skojarzenia ledwie ocierają się o kod kulturowy, w którym porusza się współczesny gimnazjalista. Inspiracje Jima Juppa oscylują, jak sam się wypowiada, wokół codziennego życia w 60 i 70; od ludycznych filmików dokumentalnych, przez lokalne audycje radiowe, aż po jingle nagrywane ówcześnie dla różnorakich inicjatyw rządowych i reklamowych. Jeśli dodać do tego wpływy takich pisarzy jak Arthur Machen (horror, fantastyka) i C. S. Lewis (nazwa projektu zapożyczona z „Opowieści z Narni”) otrzymuje się muzyczny wyraz groteski. Śmieszność i podskórna groza podawane na „TOM” odznaczają się przy tym hipnotycznym potencjałem. Słuchanie tego to jak znalezienie na chodniku lalki bez jakiejś części ciała – sama zabawka schodzi na dalszy plan w zestawieniu z tym, co w niej nie w porządku. Na swoim wydawnictwie Jupp czyni elementem „nie w porządku” każdy objaw piękna czy radości. Weźmy chociażby „The Moonlawn”, gdzie zaraźliwy kobiecy śmiech wmiksowany został w dynamicznie odmieniającą kierunki swojego rozwoju psychodelię. Nie chodzi tu jednak o soundtrack grozy, ale raczej o wykrzywienie rzeczywistości w taki sposób, aby przypominała sen: przestrzeń o zachwianych prawach fizyki, w której to losowe impulsy podświadomości są paradoksalnie jedynym prawidłem.
Bo po drugie: jedynie przypadkowe skojarzenia, przez ułamki sekundy wydające się być zasadnymi, są w stanie zlokalizować „TOM” na mapie czyjegokolwiek osłuchania. Na całość rzuca niewyraźny cień Boards of Canada i inni IDMowcy stroniący od oczywistego eksplorowania stylistyki. Skoczność niektórych quasiorientalnych dźwięków przywodzi na myśl Pram, trudno jednak utrzymać jakiekolwiek porównanie, ponieważ płyta się kręci i będąc sama w sobie materiałem dowodowym obala laickie hipotezy. Kolejne minuty narastają i odbiorca miota się bezradnie od czułych ambientowych wstawek, przez sielskie taneczne rytmy, aż po wprowadzające fobie chórki z gospel i sample z pikiety wampów. Ostatnią deską ratunku bywają melodie, poupychane gdzieniegdzie w masie stereometrycznie rozłożonych bodźców słuchowych dotykających granic identyfikacji.
Oryginalna muzyka to dzisiaj towar na wagę złota. Tutaj dostarcza go słuchaczowi niewydumany eklektyzm, płynący z pragnienia wyrażenia fascynacji rzeczami nie mającymi z muzyką jaką znamy (single, top listy, remiksy) nic wspólnego. Na „The Owls Map” znajduje się od zatrzęsienia olśniewających motywów mobilizujących do sprawdzenia ich źródeł. Podjęty przez odbiorcę ewentualny wysiłek to jednak przede wszystkim samo odnalezienie się w gąszczu stylistycznym opartym na niewielkim wycinku naprawdę oldschoolowej kultury (Ulica Sezamkowa, library music, soundtraki do eksperymentów z chemii i fizyki nagranych na kasety VHS). The Go!Team i Avalanches dla podpierających ściany.
ps. przy okazji warto rozejrzeć się po reszcie katalogu wytwórni Ghost Box, którą zresztą Jupp współtworzy: http://www.ghostbox.co.uk/
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
robbie
robbie
14 lat temu

z ghost box koniecznie posluchac The Advisory Circle. polecam szczegolnie fanom BOC

Polecamy