Wpisz i kliknij enter

Biosphere – Nordheim Transformed


Płyta ta, którą wspólnie stworzyli Geir Jenssen (Biosphere) i Helge Sten (Deathprod), stanowi rodzaj hołdu dla jednego z najznamienitszych norweskich kompozytorów muzyki współczesnej, Arne Nordheima, oraz rodzaj suplementu do wydanego w tym samym czasie albumu „Electric” powyższego. O ile „Electric” zawierała autorskie utwory norweskiego kompozytora (dotychczas niepublikowane nagrania z Warszawskiego Studio Muzyki Eksperymentalnej, gdzie Nordheim gościł w latach 1967-1972), to „Nordheim Transformed” stanowi zbiór remiksów, które za punkt wyjścia miały wspomniane kompozycje. Tyle tytułem niezbędnego wstępu i wyjaśnienia charakteru całej płyty.
Album, którego zawartość niemal równo po połowie stanowią remiksy Biosphere i Deathprod, stanowi doskonały argument przeciwko tym, którzy twierdzą, że nie można stworzyć dobrej płyty z remiksami. Widać, że zbyt często zabierają się za to osoby bez pomysłu na całość wydawnictwa, a „myśl przewodnia”: weźmy kilka remiksów, zbierzmy je do kupy i będzie świetna płyta nie zawsze gwarantuje sukces (vide płyta „Reich Remixed”). Tu jednak mamy do czynienia nie tylko z dobrymi utworami, ale też ze spójną koncepcją całego wydawnictwa. Być może sympatycy artystów będą mi mieli za złe, ale gdybym słuchał tej płyty nie znając szczegółów, mógłbym nie zauważyć różnic między remiksami Biosphere i Deathprod. Myślę, że również dzięki tej dużej spójności album robi większe wrażenie. Utwory, pomimo pewnej homogenizacji stylu, są różnorodne i nie zlewają się w jedno.
Zaczyna Biosphere – „Trasparenza” to minimalny, repetycyjny utwór, który urozmaicają użyte z wyczuciem perkusyjne brzmienia. Swoją medytacyjną i skupioną aurą doskonale wprowadza w klimat płyty. Następny na płycie, „Journey to the Centre of the First 1.1” (Deathprod), to mój faworyt na tym wydawnictwie. Rozpoczyna przetworzona trąbka, by po chwili dołączyły dźwięki, tworzące niepokojące tło. Wrażenie bycia bohaterem jakiegoś mrocznego i tajemniczego filmu jest nieodparte. Pojawiające się w połowie utworu długie i głębokie brzmienia wyprowadzają nas wysoko ponad stratosferę dając choć na chwilę złudzenie dryfu w przestrzeni międzygwiezdnej. Mówcie, co chcecie, dla mnie takie utwory są nie do obrony – mistrzostwo świata i tyle. I znów wracamy na ziemię, by dać unieść się tajemniczej, choć nie tak mrocznej atmosferze („Katedra botaniki” Biosphere). Nie wiem, czy to sugestia, ale podczas jego słuchania wyobrażam sobie wielką halę, w której rosną rzędy przedziwnych roślin, jest noc, nikogo nie ma i działają tylko urządzenia do automatycznego zraszania. Niezwykle prostymi środkami Biosphere wykreował tu przedziwną, wciągającą atmosferę. Następnym utworem Deathprod kontynuuje wątki z „Journey…” oraz „Katedry…” – na powolnie dryfujące tło nakłada nieco jaśniejsze brzmienia, tak że otrzymujemy jakby podsumowanie dwóch poprzednich remiksów. „Les Fleurs Du Mal” to najdłuższy utwór na płycie – w klimat wprowadzają nas zapętlone smyczki, by po chwili ustąpić miejsca bardziej mrocznej atmosferze. Utwór wciąga coraz głębiej i głębiej, by mniej więcej w połowie wyrzucić na brzeg nowego, niezbadanego lądu. Atmosfera powoli robi się gęstsza, po czym wraca temat z początku utworu, spinając go niczym klamrą. „Twin Decks” to z kolei najkrótsza w tym zestawie kompozycja, za pomocą skromnych środków ewokująca niezwykle oniryczny nastrój. Chwila oddechu przed ostatnią już podróżą. W „Journey to the Centre of the First 1.2” zabiera nas Deathprod. Utwór ten tylko w niewielkim stopniu powtarza brzmienia i charakter części pierwszej, dominuje podniosła aura tworzona organowym dronem, stanowiąc doskonałe pożegnanie z „Nordheim Transformed”.
Niezwykle piękna płyta, której wyjątkowość zaczyna się już na poziomie samego brzmienia (co wynika z zachowania brzmieniowego charakteru nagrywanych w latach 60-tych i 70-siątych próbek, których użyli w swoich remiksach Biosphere i Deathprod), a która łącząc w niezwykły sposób ambient z elektroakustyką może stanowić drogowskaz dla wielu muzyków. Godna polecenia nie tylko zatwardziałym ambientowcom, ale może szczególnie osobom, które dotychczas za ambientem nie przepadały. Najlepszy chyba zestaw remiksów, jaki dane mi było dotychczas słyszeć i przy okazji płyta – arcydzieło.
1998







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
dilmun
dilmun
17 lat temu

ja też dotarłem do tego wydawnictwa niedawno – ale lepiej późno niż wcale;)

iaikosh
iaikosh
17 lat temu

ale wstyd, jakims cudem umknela mi ta plyta.

Polecamy