Wpisz i kliknij enter

Masahiko Okura, Günter Müller, Ami Yoshida – Tanker


We wrześniowym Aktiviście Kamil Antosiewicz recenzował płytę włoskiego gitarzysty Giuseppe Ielasi zatytułowaną imieniem i nazwiskiem artysty. Przy tej okazji zaprezentował krążek z obszaru „improwizującej elektroakustyki” (jest to chyba jego wersja angielskiego terminu electro-acoustic improvisation [EAI], jeśli ma on sens i znaczenie, to raczej jako improwizacja elektroakustyczna, choć też nie brzmi zbyt szczęśliwie).
Między wierszami można wyczytać, że płyty z nurtu EAI, bywają pozbawione emocji – natomiast Ielasi to takie EAI z ludzką twarzą. Jest to zapewne subiektywna opinia, z którą trudno mi się zgodzić. Często słuchając płyt tego nurtu (choć w sumie nie wiadomo dokładnie, co się do niego zalicza) miałem wrażenie, że obcuję właśnie z emocjami w stanie czystym, które nie mogły być wyrażone bez wcześniejszego przetworzenia istniejącego słownika muzycznego. Borykałem się więc z myślą o braku emocji w tego rodzaju muzyce, wyszukiwałem w pamięci różne przykłady (może powinienem po prostu sprawdzić album Ielasiego), tak też trafiłem na nowe wydawnictwo For4Ears – „Tanker”.
Jest to album tria: Ami Yoshida (głos), Masahiko Okura (tuba, saksofon), Gunter Muller (Ipod, elektronika). Jego większą część stanowi 26-minutowy, zarejestrowany podczas koncertu „Shibuya”. To z pewnością ciekawsza część płyty. Pozostałe trzy utwory powstały na drodze wymiany nagranego materiału: japońska część tria zarejestrowała trzy improwizacje i przesłała Mullerowi, który dodał to nich warstwę elektroniki. Mimo to album jest zupełnie spójny, a stworzone „w separacji” utwory niewiele ustępują znakomitemu „Shibuya”.
Inną myśl z recenzji Antosiewicza wziąłem sobie bardziej do serca – o przekonaniu, że ów obszar muzyki (jeszcze raz: nie do końca sprecyzowany), jest „hermetyczny i trudny do spenetrowania”. Przekonanie, w moim mniemaniu fałszywe, ale co tam – ten album to dobry punkt, żeby wyzbyć się uprzedzeń. Nie da się go niestety przyrównać do dokonań Vladislava Delay’a, jednak nie jest on wyjątkowo trudny w odbiorze i potrafi dostarczyć wiele satysfakcji. Ami Yoshida nie idzie tu w eksperymentach ze swoim głosem tak daleko, jak na solowym „Tiger Thrush” – więcej jest dźwięków z rejonów cmokanie/siorbanie niż pisku i pękających powoli strun głosowych. Okura nie gra na swoich dęciakach, on dmucha w nie, bawi się klapkami i innymi małymi ruchomymi elementami, szumi, stuka i delikatnie terkocze. Te raczej subtelne zabiegi znajdują oparcie w niskich (naprawdę, bardzo niskich) statycznych tonach elektroniki Mullera (Ipody służą mu chyba za bank sampli, który po prostu jest łatwy w transporcie). Elektronika na tym albumie jest w jakimś sensie wycofana, choć nie pozwala o sobie zapomnieć odwołując się do tytułowego tankowca – w niektórych partiach specyficzny pogłos przywodzi na myśl olbrzymie, opuszczone wnętrze statku, który ostatecznie zakończył wszystkie swoje rejsy.
Warto poznawać ten materiał szczególnie za pomocą słuchawek – tak aby wychwycić wszystkie przygotowane przez japończyków detale, aby zagubić się w tych momentach, kiedy elektronika zmienia swoją fakturę (przechodzi w drobne szumy i zakłócenia) sprawiając wrażenie jednego, spójnego głosu (wówczas nie da się do końca określić, kto za jaki dźwięk odpowiada). Aby jednak wejść w bezkresną przestrzeń i odczuć prawdziwą moc niskich częstotliwości należy słuchać tej płyty w spokoju, najlepiej na dobrych głośnikach.
2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
1234
1234
17 lat temu

Trudno porównać Ielasi czy tym bardziej Yoshidy do Delaya. Co oznacza to niestety ?

Polecamy