Wpisz i kliknij enter

Ekkehard Ehlers – A Life Without Fear


Najnowsze wydawnictwo muzyka, który zasłynął wydaną w 2002 roku płytą „Plays”, poświęcone zostało bluesowi. Spokojnie, nie znajdziemy tu coverów „Czerwony jak cegła” czy innych tego typu wynalazków. Ehlers zapuszcza się za to w rejon pierwotnego bluesa delty Missisipi, mówiącego prostym językiem o najważniejszych sprawach. A że artysta jest pierwszorzędnym dekonstruktorem, to owe bluesowe schematy wygina na wszystkie strony, korzystając z dobrodziejstw cyfrowej techniki. W rezultacie płytę wypełniają bluesy w różnym stopniu rozkładu, roztapiające się pod przenikliwym spojrzeniem twórcy i powracające do swej pierwotnej formy z mgławic cyfrowych usterkowań. A przy tym, dzięki wyobraźni i wyczuciu artysty, nie mamy wrażenia, że pierwotny blues i elektronika się gryzą. Na „A Life Without Fear” Ehlers doprowadza do tak doskonałej symbiozy tych dwóch kierunków, że mamy wrażenie, jakby to bluesmani z przełomu XIX i XX wieku dysponowali zaawansowaną techniką i używali jej jako pełnoprawnego tworzywa swojej muzyki.
Na osobną pochwałę zasługują muzycy towarzyszący Ehlersowi (m.in. Joseph Suchy, Franz Hautzinger, Björn Gottstein, Howard Katz Fireheart), którzy grają tak, że sam Blind Lemon Jefferson by się tego nie powstydził. Oni to, pod czujnym okiem lidera, kreują świat pierwotnego bluesa, który potem jest przedmiotem dekonstrukcji/rekonstrukcji.
Ekkehard Ehlers w swoim dziele stara się dotrzeć do istoty gatunku, cofa się do jego najbardziej pierwotnych przejawów, rozdziera je na strzępy, by sprawdzić, co znajduje się pod powierzchnią. Muzyka rozpada się na części pierwsze, gubi gdzieś feeling i harmonię, by po chwili odnaleźć swoją istotę w samym sercu cyfrowych modyfikacji. W miarę zagłębiania się w album zdajemy się oglądać różne obszary bluesa, docierając przez to do jego sedna. W „Misorodzi” docieramy do absolutnych prapoczątków tego kierunku – do jego afrykańskich korzeni (utwór jest autorstwa mistrza mbiry Dumisani Abrahama Maraire z Zimbabwe). Jest to jednocześnie najmniej poszatkowany utwór w tym zestawie. Czyżby Ehlers uważał, że ta muzyka nie potrzebuje wglądu w jej trzewia? A może te korzenie uważa za czyste, nieskalane nieszczęściem niewolniczego życia i wyrwania ze swojej ojczyzny, więc nie obarczone jakimś dodatkowym piętnem, z którego się trzeba wyzwolić? Muzyka zawarta na tym krążku potrafi zawładnąć słuchaczem niepodzielnie, proponując mu korzenne bluesowe zagrywki i zaśpiewy, również delikatne dźwięki harmonijki ustnej i trąbki. Wszystko niepostrzeżenie wkracza w cyfrowe obszary, by na końcu dotrzeć do utworu „O Death”, przypominającego najlepsze dokonania Captaina Beefhearta.
„A Life Without Fear” to bardzo piękna płyta, przywracająca XXI wiekowi bluesa. Pokazująca trudne piękno tkwiące w ludzkich doświadczeniach, nieszczęściach, rozterkach lękach. Kolejny album, który pokazuje, że najciekawsze obecnie efekty daje twórczość na styku elektroniki i brzmień akustycznych, że przyszłość należy do tych, którzy nie znają granic i śmiało poczynają sobie z łączeniem tak pozornie różnych światów.
2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy