Wpisz i kliknij enter

The Bad Plus – Katowice – nasza relacja

Bad Plus występowali już nieraz w Polsce, a nawet w Katowicach (kino Rialto) – jednak dopiero teraz udało mi się wybrać na ich koncert. Występ tria awizowano na godzinę 20.30 – przyzwyczajony do tradycyjnych, czasem godzinnych opóźnień zdziwiłem się bardzo, gdy punktualnie o 20.30 goście weszli jak gdyby nigdy nic do katowickiej Hipnozy, a już po 10 minutach rozpoczęli koncert. The Bad Plus
Hipnoza, Katowice, 25.11.2007

Bad Plus występowali już nieraz w Polsce, a nawet w Katowicach (kino Rialto) – jednak dopiero teraz udało mi się wybrać na ich koncert. Występ tria awizowano na godzinę 20.30 – przyzwyczajony do tradycyjnych, czasem godzinnych opóźnień zdziwiłem się bardzo, gdy punktualnie o 20.30 goście weszli jak gdyby nigdy nic do katowickiej Hipnozy, a już po 10 minutach rozpoczęli koncert.

Ethan Iverson, przyodziany w gustowny garnitur, zasiadł przy fortepianie. Na środku sceny stanął Reid Anderson ze swym kontrabasem, a jej prawy róg należał do szalonego Davea Kinga. Ten ostatni momentami popadał w dziwny amok, zdając się grać jakimś własnym rytmem, nie zważając na stojących obok kolegów. Największy aplauz publiczności (Hipnoza była umiarkowanie zapełniona) budziły właśnie solówki Kinga – ekspresyjne, pełne pasji, synkopowanych rytmów, zmian tempa. To naprawdę wielkiej klasy artysta, a zarazem jeden z najlepszych perkusistów, jakich miałem okazję oglądać na żywo.

Panowie rozpoczęli od świetnego „Let Your Garden Grow”. To, obok „Anthem For The Earnest”, jeden z ich największych koncertowych hitów. Nie wiem, czy nie zaczęli zbyt przebojowo, gdyż sala nie miała się kiedy rozgrzać. Dotyczy to szczególnie pierwszych rzędów, tuż przy scenie, gdzie ustawiono krzesła. Za nimi, w centralnej części sali, ustawiona była konsoleta. Co drugi utwór Ethan Iverson wstawał i zapowiadał następne kompozycje. Po zagraniu 7 utworów, panowie zapowiedzieli krótką przerwę, z której wrócili po niespełna dwudziestu minutach.

Rozpoczęła się druga część występu The Bad Plus. Trio miało niełatwe zadanie, gdyż w tym momencie widzowie bardziej interesowali się finałem „Tańca Z Gwiazdami”, a na wieść o porażce Steczkowskiej, przez salę przetoczył się wyraźny pomruk zadowolenia. Artyści nie dawali jednak za wygraną – pojawiły się kolejne hity – „Cheney Pinata” i „Dirty Blonde”, oba z wydanego w 2004 roku albumu „Give”. Sala powoli zaczynała się rozgrzewać, a prawdziwe szaleństwo miało swe apogeum przy dźwiękach „Knowing Me, Knowing You” ABBY, brawurowo odegranego przez Bad Plus. Był taniec, klaskanie i wspólne śpiewanie – Solidarność jak za wczesnego Wałęsy. Niestety wkrótce po tym koncert dobiegł końca. Iverson i spółka ulegli jednak fali gorących braw i wyszli dwukrotnie bisować. Po drugim bisie nie odezwały się jednak żadne brawa, żadne okrzyki – co mnie zdziwiło. Tak, jakby z góry zaplanowane były dwa bisy i wszyscy o tym wiedzieli.

Koncert był bardzo udany. Nie dość, że trwał dość długo – ponad 2 godziny – zabawa była przednia. Bad Plus dowiedli, iż są prawdziwymi profesjonalistami, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Wspomnieć należy również o świetnym doborze utworów – trio wybrało największe pewniaki, najbardziej chwytliwe, znane i radosne kompozycje. Co ciekawe, z ostatniego albumu „Prog” pojawiły się zaledwie dwa utwory („Everybody Wants To Rule The World” i „This Guys In Love With You”). Zabrakło chociażby mego ulubionego „Life On Mars”. Wrażenie robiło zgranie członków zespołu – niejednokrotnie po kilkuminutowej kontrabasowo – fortepianowo – perkusyjnej orgii dźwięków Panowie nagle przestawali grać, jak na komendę. Niesamowite wrażenie.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
DeftAphid
DeftAphid
16 lat temu

zapraszam, droga cicalo, zapraszam:)

cicala
cicala
16 lat temu

We Wrocławiu z ostatniej płyty zagrali jeszcze pięknego Gianta . Wam z kolei można pozazdrościć miejscówki – Impart przy Mazowieckiej chłodzi serca i usztywnia członki, następnym razem jadę do Hipnozy.

Polecamy