Wpisz i kliknij enter

Zomby – Where were u in 92?


Co czytelnicy nowejmuzyki robili w dziewięćdziesiątym drugim? Niektórzy zapewne nie pamiętają, co robili, bo akurat wyrzynały im się pierwsze ząbki. Innym nie śniło się, że kiedykolwiek czytać będą nowąmuzykę – „codziennie aktualizowany serwis”. Niżej podpisany dał się natomiast w rzeczonym dziewięćdziesiątym drugim, jakiś rok po pierwszej komunii świętej, obezwładnić magii MTV.

Od na wskroś popeliniarskiego European Top 20 Video Countdown przez Yo!Raps, Alternative Nation po Party Zone – telewizor non stop wypluwał z siebie dźwięki skoligacone z obrazami całkiem niezłej jakości (a trzeba pamiętać, że pierwsza połowa zeszłej dekady to apogeum walorów teledysku jako sposobu wypowiedzi artystycznej).

Ponieważ MTV Europe nadawało na cały kontynent z samego serca Londynu, wiadomo było, że przekaz zawsze nasiąkał angolstwem. Nie mam bynajmniej tego za złe ówczesnej, zdecydowanie najbardziej zasłużonej – ujmując rzecz subiektywnie – prezenterce w historii tej stacji, Simone Angel.

Sympatyczna blondyna z Holandii prowadziła co weekend „MTV Party Zone”, pionierski program o życiu balangowym w ujęciu tak komercyjnym, jak i przede wszystkim podziemnym. Szok. Nie dość, że eurodance, to im dalej w noc, tym więcej dziwactw: breakbeat, wczesne jungle, UK hardcore, piano stabsy, przyspieszone wokale, mnóstwo świetnego, surowego materiału i 100% zabawy.

Innej niż w szkolnych dyskotekach. Pod znakiem żółtej, pyzatej, uśmiechniętej twarzyczki (moja wiedza na temat rzeczywistego znaczenia tego symbolu wzrosła na szczęście znacznie po dziewięćdziesiątym drugim).

Ówczesny Londyn i Wyspy to, niczym dziś w przypadku dubstepu, setki producentów, a każdy z nich miał mniej lub bardziej profesjonalny klip w wieczorno-nocnej rotacji MTV. We wspomnianym „MTV Party Zone”, obok megamiksów takich np. popowych hucpiarzy 2 Unlimited, pojawiali się progresywni giganci przeszłości: Orbital, 808 State, The Orb, Derrick May oraz nowa fala gówniarskiej muzy do tańca z wyspiarskich podwórek: Acen, SL2, Altern8, Shut Up & Dance, no i oczywiście Prodigy, sprawcy ogólnonarodowej, a w konsekwencji śródkontynentalnej histerii i lansu na UK rave. Simone, niczym anioł stróż, stanęła na straży mojego rodzącego się umiłowania do progresywnej muzyki tanecznej. Popadam w sentymentalizm, już się uspokajam i przechodzę do meritum.

Where were u in 92? – dobre pytanie. Zomby na pewno był na swoim miejscu, bo lekcję z brzmieniowych patentów AD 1992-94 odrobił całkiem nieźle.Mając na uwadzę pełną konsekwencję wpływu melancholii i wspomnień kluczowych wydarzeń życiowych na tzw. obiektywny odbiór sztuki, nie chcę tu idealizować zapatrzonego w przeszłość Zombyego. Znany z niezłych dubstepowych winylowych singli (m.in. dla Hyperdub), pokusił się o antykonceptualny album wprost odsyłający do czasów hymnów rave pokoju Sy Kick „Nasty”. A niby dlaczego akurat w te rejony? Czy tylko i wyłącznie dlatego, że historia lubi zataczać koło? Czy dlatego, że jako reprezentant pokolenia przełomu lat 70. i 80. również dał się zniewolić przez kulturowy Zeitgeist przypadający w jego ojczyźnie na okres dorastania?

A może po prostu z powodu najprostszego z możliwych, a mianowicie, że ta bezpretensjonalna, prosta, maszynowa muzyka jak żadna inna w zeszłej dekadzie niosła ze sobą ideę czystej radości, a przy tym była na wskroś „nowa”, „inna”, „pionierska” i dała prawdziwy początek trwającej do dziś ekspansji brytyjskiej dance music? Pewnie wszystko po kolei.

Where were u in 92? – dobre pytanie. Zomby na pewno był na swoim miejscu, bo lekcję z brzmieniowych patentów AD 1992-94 odrobił całkiem nieźle. Choć płyta stanowi miks autorskich kawałków producenta, to o żadnej płynności między nimi nie ma mowy. Jest chaotycznie, bez nastrojowych wstępów i usypiających zakończeń. Rozpoczyna się z grubej rury – oldskulowym łamańcem w manierze produkcji z Suburban Base. Ale, uwaga, tu zaznaczyć muszę, że to tylko maniera, a nie zrzyna. Zomby przesiedział przez dwie dekady w UK i wie, jak się obchodzić z konsoletą i generować nowoczesny brytyjski bas na miarę współczesności. Stąd im dalej w las, tym więcej aktualnie pobrzmiewających tu i tam smaczków.

Unosząca w powietrze esencja dwóch dziesięcioleci basu w brytyjskim tanecznym podziemiu.Najlepiej wypadają utwory, które nazywam „halowymi”, ponieważ – jak niegdyś – nadają się do wielkich pomieszczeń wypełnionych tysiącami ludzkich głów poruszających się niczym fala w takt połamanych bitów i ciał wstrząsanych basowymi smagnięciami. W takich numerach niezbędne są euforyczne, posthouseowe pianinka, pogłos, jakieś chwytliwe hasło w rodzaju „Rude bwoooy”, „Baby make me float”, maniakalnie spitchowane wokale, które dawno temu dały początek happy hardcoreowi, odgłosy syren alarmowych czy samplowany szum wiwatującej widowni na stadionie. Punktem kulminacyjnym i, zgodnie z prywatnym śledztwem przeprowadzonym wśród losowo wybranych znajomych, sztandarem albumu jest bez wątpienia „Float” – unosząca w powietrze esencja dwóch dziesięcioleci basu w brytyjskim tanecznym podziemiu. Raz szybciej, raz wolniej, ale zawsze z pierwotną dzikością gatunku.

W tytułowym kawałku słychać cytaty z wydanego dokładnie w 92 singla Terrorize „Its Just A Feeling”. Stara rave kultura przyniosła nie tylko odkrycia w dziedzinie producenckiego chałupnictwa, ale przede wszystkim nadzieję na „nowe” i radość z nowego wymiaru odczuwania muzyki. „Its just a feeling /let the feeling take control / let the feeling take your soul”. Czy nazwiecie ten przyświecający także Zombyemu manifest UK rave przykładem afirmacji taniego hedonizmu czy też nie, fakt pozostanie niezaprzeczalny – nie musieliście być w 1992 w Londynie, by dziś móc spełniać się zmysłowo przy wszelkiego rodzaju dubstepach, drumnbassach, breakbeatach, basslineach itp. Jednakowoż, zgodnie z prostym i właściwym tokiem rozumowania a la Kononowicz: Gdyby nie było 1992, nikogo by nie było.
2009







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
mc niestrawny & dj womit
mc niestrawny & dj womit
14 lat temu

Ja po odsłuchu tej płyty wolę nie pamiętać, gdzie byłem w 92.

mc
mc
14 lat temu

sporo polakow pisalo do niego kartki. 🙂

Michalek
Michalek
15 lat temu

Hehe to byly czasy. A pamietal ktos Ray Cokesa? Taki sympatyczny blołk – robil quiz, a ludzie dzwonili i przez tel wygrywali plyty.

laudia
laudia
15 lat temu

Jakie piękne wspominki!! Ostatnio tez ląduje mentalnie w genialnej I połowie najntisów. Simone:)) zapamiętałam ją jako doskonale trójkątne pysio, a nie pyzatą. Płyty nie znam, ale na bank poznam.

paide
paide
15 lat temu

na moim playerze ta płyta zagościła tylko raz. potem zagościła jeszcze w śmietniku. i tak wyglądała historia: gdzie byłem z Zombym w 92 ;d

lakretino
lakretino
15 lat temu

określenie „gówniarskie” też mi się rzuciło w oczy, pewnie chodzi o wiek ów artystów 😉 a recenzja faktycznie ciekawa, sprawdzę w/w album.

3um
3um
15 lat temu

dziwnie się czuję czytając recenzję „z jutra” (patrz: „dodana” :)).
w każdym razie, recenzja jest bardzo okej, fajnie że ktoś napisał o tym albumie. mam parę uwag/pytań:
„do czasów hymnów rave pokoju Sy Kick” – literówka? –> „pokroju”?
„A może po prostu z powodu najprostszego z możliwych, a mianowicie, że ta bezpretensjonalna, prosta” – sorry, ale ten fragment jest zbyt naprostowany 😉
i pytanie dotyczące”nowa fala gówniarskiej muzy do tańca z wyspiarskich podwórek”, w jakim sensie gówniarskiej? odbiorców? twórców? czy coś jeszcze innego.

co do zawartości, to mnie najbardziej bierze „hench”, aczkolwiek „float” też też.

Polecamy