Wpisz i kliknij enter

Luke Vibert – We Hear You


Przez kilkanaście lat działalności Luke Vibert stał nieco w cieniu swoich bardziej znanych kolegów, Ryśka Jamesa i Miśka Paradinasa, obficie płodząc rozmaite odmiany elektroniki pod różnymi aliasami, m.in. jako Amen Andrews (drum’n’bass/breakcore), Wagon Christ (trip- i hip-hop/downtempo) i Ace Of Clubs (electro/acid). Pod własnym nazwiskiem nagrywa właściwie wszystko, co często niekorzystnie odbija się na spójności longplayów.

O ile ostatni album „Chicago, Detroit, Redruth” (2007 r.) był dość koherentny pomimo stylistycznego rozrzutu, o tyle najnowszy „We Hear You” stanowi rzecz sprawiającą wrażenie przypadkowo ułożonej kompilacji. Brodaty Kornwalijczyk jest oczywiście wirtuozem nowoczesnej aparatury nagraniowej, toteż krążek jest bezbłędny pod względem technicznym. Brakuje mu jednak pomysłowości, spójności oraz haczyka, który zakotwiczyłby się w mózgu i kazał doń wracać. Opener “Belief File” rozpoczyna się słowami „You just put a needle on a really unique record album”. Nic z tego, bowiem już po chwili rozlega się wszechobecny dubstep, niestety w banalnej wersji nawet na chwilę nie wychodzącej poza utarty schemat (najmodniejszy obecnie trend w elektronice pojawia się także w równie przeciętnym „Dive and Lie Wrecked”). „Computer Complex” i „De-Pimp Act” to utwory utrzymane w klimacie Wagon Christ, ten drugi został jednak zepsuty przez irytujące, zapętlone dęciaki i nieco sflaczały acid. „Hot Stick” i „Square Footage” reprezentują dość typowy, rave’ujący braindance w rytmie cztery czwarte, zaś „Pretty Old Acid Music” to Vibert dokonujący plagiatu na samym sobie. W tym dziwacznym zestawie najlepiej wypadają kawałki utrzymane w konwencji funku i hip-hopu: tytułowy i „Battling For England”. Nie licząc kilku ewidentnych wpadek, utwory reprezentują wysoki i dawno temu ustalony poziom, problem w tym, że osobno – zebrane razem kompletnie nie przekonują.

„We Hear You” jest płytą nierówną i wywołującą ambiwalentne odczucia. Z jednej strony potwierdza potencjał Viberta, z drugiej jednak unaocznia, jak muzyk coraz bardziej rozmienia się na drobne. Własny ogon smakuje najlepiej i jest taaaki długi…
Planet Mu, 2009







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
5 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
OJt
OJt
11 lat temu

Te irytujące, zapętlone dęciaki to właśnie tytułowy akt depimpizacji utworu. Bujasz się po ośce, auto wibruje od półmetrowego suba, otwierasz drzwi i emitujesz jazgot dęciaków – całe murzyństwo poszło z dymem. House Stabs to pastisz! Przecież ta muzyka opierała się na gospelowych przyśpiewkach i tanich akordach. Vibert ma duże poczucie humoru i dystans do siebie. Po co się spinać? Vibert bujał i buja dalej. Dla mojego prostego mózgu – w sam raz.

author
author
14 lat temu

luke sie zestarzal, co widac i slychac. w porownaniu z kontynuatorem swojej misji, hudsonem mohawke, wypada blado i zenujaco. flirty z house i dubstepem sa po prostu zenujace. niech nagrywa rzadziej, ale porzadniej. i niech slucha tego, co robia dzieciaki, bo stanie sie w koncu smiesznym dziadem.

H4C37
H4C37
14 lat temu

szczerze mowiac nie znalem wczesniej za dobrze dokonan tego artysty ale zapoznanie sie z ta plyta wcale mnie do tego nie zachecilo

Sempoo
Sempoo
14 lat temu

widzę, kurwa – że dla Was muzyka jest towarem

sobek
sobek
14 lat temu

kilka ostatnich albumów Viberta rzeczywiście wypada lepiej, chociaż mam wrażenie że jego muzyka nigdy nie siliła się odkrywać nowych horyzontów, za to świetnie sprawdzała się do poprawy humoru relaksując się przy jointciku 🙂 We Hear You nadal oferuje dużo bujających momentów, ale fakt lekki zawód.. może bark pomysłów, może lenistwo bo z samplami zaczął się często powtarzać ;p

Polecamy

Marina Aleksandra

Marina Aleksandra ma na koncie EP wydane w niemieckiej wytwórni Advanced Black. Jest częstą gościnią na wielkich scenach Berlina czy Paryża bo jej bezlitosny, surowy bas „doraźnie koi niepokoje”. Dąży do rozbudzania fantazji, pozbycia się kompleksów, pruderii i wszelkiego skrępowania w odkrywaniu własnej natury.