Kompilacja bez słabych punktów.
Dwa i pół roku temu szefowie hamburskiej oficyny Dial, Peter M. Kersten (alias Lawrence) i David Lieske (alias Carsten Jost), postanowili dać wyraz swej miłości do klasycznego deep house`u i powołali do życia sub-label o nazwie Laid, którego celem było wydawanie wyłącznie winylowych dwunastocalówek z takąż właśnie muzyką.
Do tej pory ukazało się dwanaście płyt, a wydanie każdej z nich odbiło się szerokim echem w klubowym światku. Kerstenowi i Lieske udało się bowiem zaprosić do współpracy samą śmietankę elektronicznych producentów specjalizujących się w tejże stylistyce.
Z czasem szefowie wytwórni ulegli presji fanów i postanowili jednak opublikować kompaktową płytę, zawierającą kompilację najlepszych nagrań z dotychczasowego katalogu Laid. Tak powstał album, który w swej kategorii nie ma sobie równych.
Mimo, iż na krążek trafiły kompozycje dziesięciu producentów z różnych stron świata, całość brzmi tak, jakby była zrealizowana przez jednego artystę. Stawkę otwiera Jens Kuhn znany jako Lowtec z nagraniem „Use Me”. Głęboki puls bitu i basu stanowi tu podstawę do parady szorstkich akordów kumkających klawiszy podszytych falą onirycznego dźwięku i uzupełnionych wokalnym samplem wyciętym z jakiegoś soulowego winyla.
Podobne brzmienia znajdujemy w „Blame” Johna Robertsa. Minimalistyczna konstrukcja utworu pozwala jedynie na wpisanie rwanej partii syntezatorów w nocne tło – ale dźwięki są tak dobrane, iż mamy wrażenie, że oto słuchamy jakiegoś zapomnianego klasyka z Detroit z początku lat 90.
Nieco cięższa rytmika pojawia się natomiast w „A Place Called Dream” tria Smallpeople, „Soulful” Christophera Rau i „Applied Vibes” Freda Peterkina działającego pod wdzięcznym szyldem Black Jazz Consortium. W wszystkich trzech przypadkach szorstkie tony ciężkich bitów zostają skontrastowane z matowymi pasażami organicznych klawiszy o lekko dubowym sznycie.
Nie brak na płycie również deep house`u o lekko tribalowym zabarwieniu. Po takie rytmy sięgają Lawrence i Marcello Napoletano w nagraniach „Precious Hall” i „Electronic Atmosphere”. O ile jednak szef Dial i Laid skupia się na onirycznym klimacie tworzonym przy pomocy przestrzennej partii syntezatorów, tak jego włoski podopieczny sięga po jazzowe tony, wpisując je w prostą i surową strukturę kompozycji, przypominającą wczesne dokonania Ricka Wilhite.
I wreszcie dwie wisienki na tym torcie – czyli najbardziej pomysłowe nagrania. Pierwsze z nich to „Ricky`s Groove” Ricka Wade`a – dynamiczny killer o atomowym potencjale, którego centralnym punktem jest fragment wysamplowanego monologu Morgana Freemana. To właśnie od tego singla rozpoczęła się działalność Laid.
No i drugi rodzynek – „Third Hand Smoke” Olivera Kargla ukrywającego się pod pseudonimem RNDM. Młodemu producentowi z Berlina udało się w nim sugestywnie połączyć mocną rytmikę typową dla techno z charakterystycznymi dla deep house`u „czarnymi” brzmieniami.
Już mieliśmy w tym roku kompilację bez słabych punktów? Chyba tak. To w takim razie ta jest kolejna.
Laid 2011
Przyjemna kompilacja, jednak zeszłoroczny 2010 (Dial) chyba był ciut lepszy 🙂