Power ambient. Album zero.
Rok temu rozeszły się drogi bristolskich producentów tworzących duet Vex`d. Po siedmiu latach ich działalności pozostały dwa znakomite albumy i niezliczona ilość winylowych dwunastocalówek. W swej twórczości udało się im połączyć pozornie wydawałoby się odmienne elementy – breakbeatową wściekłość, dubstepowy ciężar, industrialną brzydotę i neo-klasyczną podniosłość. Kiedy jednak „chemia” pomiędzy artystami przestała działać – każdy z nich poszedł w swoją stronę.
Roly Porter zrobił sobie półroczną przerwę w tworzeniu muzyki. Słuchał przez ten czas tylko klasyki, rezygnując z śledzenia nowych trendów na elektronicznej scenie. W końcu jednak postanowił zrealizować marzenie, którego nie mógł spełnić w Vex`d – nagranie płyty o ilustracyjnym charakterze, wyjętej z rytmicznego kontekstu. Inspiracją do podjęcia pracy nad takim materiałem stało się dla niego odkrycie u ciotki dawnego instrumentu klawiszowego, zwanego po polsku Falami Martenota, który spopularyzował przed II wojną światową wybitny francuski kompozytor Oliver Messiaen. Niezwykłe brzmienie elektrofonu dało początek stworzeniu kilkunastu kompozycji, w których pojawiły się również dźwięki analogowych klawiszy oraz gościnnie dograne przez zaprzyjaźnionych muzyków klasycznych partie skrzypiec i wiolonczeli. W ten sposób powstał materiał na debiutancki album solowy bristolskiego producenta – „Aftertime”.
Płytę otwiera żrący wyziew brudnego dźwięku o sile intensywnego dronu – z czasem wyłaniają się jednak zeń majestatyczne tony podniosłych smyczków. Całość kończy się brutalnymi uderzeniami przemysłowych przesterów, rozbijających strukturę nagrania w drobny pył („Atar”). Dalej jest podobnie. W „Corrin” dubowe akordy klawiszy wiodą wprost do tektonicznych wstrząsów powodowanych przez miarowe pulsacje bitu i basu rodem z berghainowego techno. Wszystko to zalewa fala toksycznego noise`u, po odpłynięciu której pozostają jedynie majestatyczne tony strzelistych smyczków.
„Al Dhanab” i „Rossak” otwierają grobowe dźwięki klasycznych instrumentów – w miarę trwania oplatają je jednak schizofrenicznie powtarzające się ludzkie głosy i kroczący puls dobiegający z dalekiego tła. „Tleilax” to niemal muzyczne słuchowisko – atmosferę grozy tworzą tu bowiem nie tylko przeciągłe sprzężenia i świdrujące drony, ale również imitujące odgłosy strzałów i wybuchów niepokojące efekty. W „IX” pojawia się dobro – to instrument typowy dla country i bluesa, tutaj brzmi jednak upiornie, tonąc w falach spazmatycznego szumu podszytego industrialnymi zgrzytami.
Porter potrafi uderzyć w delikatniejsze tony – „Kaitain” to smyczkowa miniatura o gotyckiej urodzie, a w „Caladan” zaskakująco oryginalnie współgrają ze sobą egzotyczne tony melodiki z dostojnymi dźwiękami fortepianu i smyczków. Finałowy „Arrakis” wypada niczym klasyczne requiem – dopóki filmowego nastroju nie rozbiją brutalne ryki zawodzącego basu.
Jest jednak w tej muzyce oryginalne piękno – dzikie, rozbuchane, nieokiełznane i niebezpieczne. Dlatego przypadnie ona do gustu wielbicielom zarówno Demdike Stare, jak również Perca czy Autechre. Co ciekawe – radykalnie zdeformowane dźwięki z „Aftertime” mają fizyczną wręcz moc oddziaływania. Dlatego najlepiej słuchać tej płyty na odpowiednim sound-systemie. Drżenie ścian gwarantowane.
Subtext 2011
bardzo zajmująca płyta, nie ma mowy o graniu w tle. siadasz i słuchasz, i dzieje się.