[wide][/wide]
Poprosiliśmy Kasię Nowicką, aby podzieliła się swoimi ulubionymi płytami mijającego roku. Przed Wami pięć rekomendacji Noviki.
Novika wydała w tym roku krążek „Mixfinder” z remiksami ubiegłorocznego „Lovefinder”. Prowadzi również audycje w Roxy FM – Leniwą Niedzielę oraz Miastosferę (wspólnie z Lexusem). Obie polecamy. A poniżej muzyczne podsumowanie 2011. Dzięki Novika!
SBTRKT – „SBTRKT”
Mój soundtrack do 2011. Drugie, ciekawsze wcielenie Aarona Jerome i boski wokalista – Sampha. To właśnie utwory z jego udziałem najbardziej mnie ruszają poprzez charakterystyczną barwę i sposób prowadzenia melodii. Być może bez Samphy ta płyta nie trafiłaby nawet do mojej dziesiątki 2011.
James Blake – „James Blake”
Wybór dość oczywisty, ale szczery, bo stosunkowo długo zasłuchiwałam się w tym albumie. Nie wszystkie poczynania JAmes’a mi się podobają i nie lubię kiedy ktoś wypływa na „coverze”. Chyle jednak czoła przed pomysłem na własny, niepodrabialny styl oraz wywołaniem masowego „hype’u” przez coś tak subtelnego i wyciszonego.
Feist – „Metals”
Jak dla mnie najlepszy album w dorobku Kanadyjki, bardzo dojrzały, bogaty aranżacyjnie, świetny w warstwie lirycznej, a zaśpiewany bardziej z pazurem niż poprzednie. „The Bad in Each Other” to kompletnie niedoceniona perełka w błyskotliwy sposób portretująca związek kobiety z mężczyzną.
Apparat – „Devil’s Walk”
Koniec lata, nieziemski koncert Apparata na „Tauronie”, a potem płyta. Nic odkrywczego, po prostu dobra emo-elektornika, ale Sashy Ringa nie da się nie kochać. Mój ulubiony fragment: „Long have I wanted here for nothing to come” z „Candil De La Calle” (jeden z 10 numerów roku w Leniwej Niedzieli)
When Saints Go Machine – „Konkylie”
Jedno z moich tegorocznych odkryć rodem z Danii. Dwa razy widziałam ich na żywo i może mało hipstersko się noszą, ale długowłosy wokalista obdarzony anielskim wokalem potrafi zarówno poruszyć jak i porwać do tańca. Eklektyzm bliski mojemu sercu i po prostu dobre melodie.