Od kilku lat zdarza mi się narzekać na dub techno jako konwencję, która zabrnęła w ślepą uliczkę. Ostatnim albumem z tej rozległej odmiany elektroniki, jaki zrobił na mnie wrażenie, był „The Coldest Season” DeepChord presents Echospace z 2007 roku. Był to jednak, jak się wydawało, łabędzi śpiew spuścizny po Basic Channel i pochodnych. Kolejne tytuły kojarzone z berlińsko-jamajską estetyką i wydawane przez rozmaitych twórców i odtwórców pogrążały gatunek w schemacie nużącej repetytywności.
Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu, w kończącym się właśnie roku dub techno znów powróciło do łask. Stało się to za sprawą Andy’ego Stotta, brytyjskiego producenta do tej pory niewyróżniającego się z licznych zastępów europejskich elektroników. Tymczasem za sprawą dwóch niewiele ponad półgodzinnych płyt (wydanych także w formie jednego albumu) – „Passed Me By” i „We Stay Together” – Stott dołączył do panteonu artystów kreatywnych, poszukujących i po prostu wielkich.
Pomimo wyraźnych nawiązań do dub techno, muzyka Brytyjczyka nie poddaje się klarownej klasyfikacji. Słychać w niej bowiem nie tylko wielość inspiracji, ale i autorski pomysł, podpisany własnym, oryginalnym charakterem pisma. Szkieletem, na którym opiera się konstrukcja kompozycji Stotta, jest wszechpotężny bas. Tak głębokich linii basowych nie słyszeliśmy bodaj od czasów świetności Jana Jelinka i Rhythm & Sound. Tkankę okalającą nisko pulsujące rejestry stanowi mieszanina dusznego dubu, gęstego ambientu, plemiennej rytmiki i minimalistycznej sampleriady czerpiącej, podobnie jak w przypadku Buriala, z ubiegłowiecznej popkultury.
Wykreowana w ten sposób atmosfera narkotycznej mary powoduje przejście całej armii mrówek po plecach. Jest to bowiem muzyka odczuwana całą fizycznością, więcej – wywołująca reakcje psychosomatyczne. Gęste jak smoła i równie rozciągliwe „slo-mo techno”, zwolnione do około 105 bpm, miażdży swoją intensywnością, klimatem i wizjonerstwem. Wybitnie czarna muzyka.
Modern Love | 2011
[…] Nasza recenzja płyty „Passed Me / We Stay Together” » […]
hej , andy stott , nie wyróżniający się ? dziwne , myślę że już pierwszy long to dosyć ciekawa propozycja , także kilka następnych epek , fakt że ten recenzowany zestaw jest można to ująć bardziej dojrzały / różnorodny ale to nie dyskwalifikuje jego artystycznej przeszłości – raczej bym go nie wsadzał do wora – tacy tam sobie nieznani artyści .
nawiasem fajnie że recka się pojawiła bo to fantastyczny materiał.
pozdro.
Dobrze ujete:) Podobne porownania pojawiaja mi sie pod kopula, podczas sluchania tego materialu, choc akurat pod dub-techno tego nigdy nie podciagnalem…
Jak to określił sam Andy Stott – gatunek w jakim się trzymają te wydawnictwa to „knackered house”. 🙂