Wpisz i kliknij enter

Hobo – Iron Triangle

Młócąc siano.

Ubiegły rok nie przyniósł żadnego spektakularnego sukcesu wytwórni M-nus. Właściwie cała para poszła w reedycję archiwalnych nagrań Plastikmana. Albumy innych wykonawców, takich jak Barem czy Gaiser przemknęły praktycznie bez echa, zauważono jedynie nowe wydawnictwo Marco Caroli. Mało tego – z Richie Hawtinem rozstała się trójka najbardziej kreatywnych producentów – Magda, Marc Houle i Troy Pierce – którzy założyli własną firmę Items & Things. Czy to oznacza koniec płytowego imperium jednego z najpopularniejszych didżejów na świecie?

Wygląda na to, że kanadyjski producent będzie chciał w tym sezonie odbudować nieco podupadłą markę swej firmy. Na pierwszy ogień idzie debiutancki album Joela Boychuka ukrywającego się pod szyldem Hobo. Już wcześniej mogliśmy poznać jego dokonania – zarówno jako połowy nieistniejącego duetu Tractile, jak i solowe, publikowane od trzech lat na winylowych dwunastocalówkach. Muzyka młodego twórcy nie odbiega od tego, do czego przyzwyczaiły nas płyty z M-nus. Tak jest i w przypadku jego pierwszego albumu – „Iron Triangle”.

Spośród dwunastu zamieszczonych na nim nagrań, oczywiście dominuje klasyczny minimal. Boychuk szczególnie upodobał sobie jego taneczną wersję – opartą na stukających monotonnie bitach, miękkich pochodach basu, zapętlonych loopach wokalnych i hipnotycznie pulsujących efektach. Tak dzieje się tutaj choćby w „Duress Duress” czy „Here Comes Everybody”. Momentami kanadyjski producent zbliża się do twardego techno („Camlache”), a kiedy indziej – do lżejszego tech-house`u („Iron Triangle”), a nawet oldskulowego house`u („Get F” czy wymodelowany na chicagowską modłę „Shadowz”). Wszystko to sprawnie zrealizowane, ale też i bez większej finezji.

W kilku momentach słychać jednak, że Boychuk próbuje wyjść poza dotychczasową formułę. Otwierający płytę „Blackwell” wynurza się z dark ambientowych wyziewów, aby przybrać formę w laboratoryjnego techno z tajemniczym motywem melodycznym. Jeszcze mroczniejsze brzmienia znajdujemy w „Ipperwash Dusk” – to masywne bity podszyte mocarnym basem i przeplecione industrialnymi efektami. „Junebug” przynosi z kolei połamaną rytmikę, podrasowaną dronowymi pochodami o chmurnym tonie. Co ciekawe – te nieśmiałe eksperymenty robią o wiele lepsze wrażenie niż precyzyjnie dopracowany minimal, o którym wspominaliśmy nieco wcześniej.

Wygląda na to, że M-nus coraz bardziej rozmija się z nowoczesnymi trendami w klubowej elektronice. Jeśli jego boss dalej będzie publikował takie produkcje, jak ten album, wytwórnia może z czasem popaść w poważne tarapaty.

M-nus 2012

www.m-nus.com

www.myspace.com/min2max

www.hobotracks.com







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
budi22
budi22
12 lat temu

items & things istaniało wcześniej swoją drogą.
sample świetne, całej płyty nie miałem okazji przesłuchać.

Polecamy