Wpisz i kliknij enter

kIRk – Msza Święta w Brąswałdzie

To była muzyka znamionująca kłopoty: coś osobistego i tragicznego; raczej samobójstwo lub morderstwo niż jakieś polityczne wydarzenie. – Jonathan Lethem, Pistolet z pozytywką.

Ten album został wydany pod koniec ubiegłego roku, ale w natłoku innych wydawnictw dotarł do mnie z opóźnieniem. Gdyby stało się inaczej, z pewnością trafiłby do podsumowania A.D. 2011, bo „Msza Święta w Brąswałdzie” to rzecz doprawdy wyjątkowa. Trójka muzyków tworzących pod szyldem kIRk – producent Paweł Bartnik, trębacz Olgierd Dokalski i obsługujący gramofony Filip Kalinowski – wywodzi się z różnych środowisk i czerpie inspiracje z rozmaitych, często odległych źródeł. Punktem wspólnym jest zamiłowanie do improwizacji i eksperymentu. W alchemicznym szale twórczym trio miesza ze sobą illbient, jazz, ambient i hip-hopowy sampling. Ta muzyka nie uznaje kompromisów – utwory powstawały na próbach i koncertach, na pięć kompozycji aż trzy trwają 10, 12 i 12,5 minuty, zaś ich przygniatającej atmosfery nie powstydziłby się duet Demdike Stare.

Jakby wbrew tytułowi albumu, twórczości kIRk zdecydowanie bliżej do profanum, niż sacrum. Już sugestywna okładka daje dobre wyobrażenie o zawartości dźwiękowej „Mszy…”. Oto pochodzący z zamierzchłej przeszłości portret odświętnie ubranej dziewczynki idącej do Pierwszej Komunii, prawdopodobnie gdzieś na wsi (Brąswałd to zresztą autentyczna wieś położona na Warmii). Fotografia wzbudza niepokój, ponieważ dziewczynka jest wyraźnie przejęta, wręcz przerażona. I jeszcze ten skradający się z prawej strony zdjęcia złowrogi mrok, który na wskroś przenika muzykę.

http://soundcloud.com/innergun/sets/kirk-msza

Całość otwiera dwunastominutowa kompozycja tytułowa, rozpoczynająca się fragmentem słynnego monologu Petera Fincha z filmu „Network” (do obejrzenia tutaj). Słowa „I want you to get mad” również można traktować jako swoisty drogowskaz. Plemienna rytmika, sample nie z tego świata, liczne sprzężenia i zniekształcenia dźwięku oraz zawodząca trąbka rzeczywiście mogą wprowadzić w radykalne stany świadomości – jeśli nie w paszczę szaleństwa, to przynajmniej w psychodeliczny trans. Ten sam kurs kontynuują dwa inne kolosy: upstrzony skreczami „Uroczysty obiad w Dywitach” i mój faworyt, czyli uzbrojony w masywne beaty i podkłady jak z wczesnego Autechre „Ortodoks”. Końcówka tego drugiego brzmi jak przekaz z zaświatów i potrafi zmrozić krew w żyłach. Funkcjonujące jako przerywnik jednominutowe „Prawdziwe piekło” to z kolei jazzujący skit, w którym poszatkowany męski głos opowiada ponurą bajkę. W finalnym utworze pod kapitalnym tytułem „Naprawdę Smutna Popijawa” najpierw słychać zapętlony okrzyk jakby żywcem wyjęty z rapowych nagrań, a potem rozpoczyna się fascynujący dialog ambientowych plam, industrialnych zgrzytów, idmowych harmonii i szumów noise’owej proweniencji.

Eksperymentalna otoczka „Mszy…” przywołuje na myśl klasyczne płyty z katalogu rodzimej wytwórni OBUH Records, która w latach 90. stanowiła jeden z najbardziej poszukujących ośrodków na mapie polskiej muzyki offowej. Jest w tym wszystkim również coś słowiańskiego i romantycznego – nie w takim sensie, w jakim romantyczne bywają komedie, lecz w rozumieniu „Dziadów”, chocholego tańca i odlotów Witkacego. Chyba nie bez powodu na rewersie okładki winylowego krążka widnieją słowa: Mówiono o wszystkim – o Bogu, o śmierci, o zbyt ciepłej wódce. Ważniejsze od treści słów było ich brzmienie. Czyste, nieskażone oczywistością. Pełna improwizacja.

Inner Gun | 2011







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] Kirka, jak zwykle od momentu wydania Mszy Świętej w Brąswałdzie, sprawił mi bardzo dużą przyjemność. Chyba nie był tak magnetyzujący jak występ na […]

lakretino
lakretino
12 lat temu

płyta rewelka! szkoda że tak szybko się kończy.

keisuke
keisuke
12 lat temu

piorunujące wrażenie… chyba się właśnie zakochałem…

Polecamy