22 października ukaże się nakładem walijskiej wytwórni Serein debiutancki materiał projektu Brambles – „Charcoal”.
Pod tą smakowitą nazwą kryje się osoba Marka Dawsona. Muzyk urodził się w Wielkiej Brytanii, podobno na co dzień mieszka w Australii (Melbourne), ale właściwie ciężko określić jego stały pobyt, gdyż bardzo dużo podróżuje po Europie.
Sesje nagraniowe albumu „Charcoal” odbyły się w Melbourne w domu o niezwykłej historii. Mieszkanie od samego początku miało charakter komuny hipisowskiej, gdzie drzwi stały otworem dla każdej twórczej jednostki. Mark wykorzystał niezwykłość tego miejsca, które, jak sam określił, było dla niego niczym: „idyllic utopia” i „The Painted Palace” (tytuł jednej z kompozycji). Dodam jeszcze, że co czwartek organizowano wspólny obiad, gdzie każdy mógł przyjść i zjeść wegetariański posiłek przy muzyce nie Jimiego Hendrixa czy Quicksilver Messenger Service, ale np. Erika Satie. Komuna komunie nierówna. Jej intymna atmosfera z pewnością została przeniesiona na płytę.
Mark nagrywał materiał najczęściej późnym wieczorem, zaraz po podlaniu warzyw deszczówką. Utwory są zdominowane brzmieniem fortepianu, otulone dźwiękami instrumentów smyczkowych i field recordingu. Oto miejsce, gdzie płyta powstawała.
Więcej informacji i darmowy mix Marka Dawsona, który jest hołdem dla tego miejsca i ludzi z nim związanym – do pobrania tutaj.
Po odsłuchaniu próbek „Charcoal” wynika, że jest to raczej nocny album. I pomimo niespiesznego tempa, muzyka nie jest tylko melancholijną otchłanią, ale również zbiorem kompozycji o pozytywnym przekazie. Bez wątpienia jest to płyta dla miłośników ambientu.
Nasuwa się również sporo skojarzeń filmowych, ale wydawcy podają konkretne podobieństwo: „Nie mogę przestać myśleć o filmie „Blade Runner” i muzyce Vangelisa, kiedy to słyszę”. Premiera „Charcoal” już niebawem, więc pozostaje cierpliwie czekać na debiut Brytyjczyka.