
Perfekcyjne połączenie ognistej mocy surowego techno sprzed dwóch dekad z niepokojącym klimatem współczesnej wersji gatunku.
Kiedy pięć lat temu popularność berlińskiego klubu Berghain wywołała nową falę ciężkiego techno, przypomniano sobie o weteranach gatunku, którzy mimo mijających mód, nieustannie tworzyli takie właśnie dźwięki. Szczególnie przodowały w tym brytyjskie media, które na nowo odkryły, że muzykę tę realizowano nie tylko w Niemczech, ale również w Anglii. Pupilkiem stała się wtedy wytwórnia Downwards z Birmingham, prowadzona nieprzerwanie od połowy lat 90. przez dwóch tamtejszych producentów – Regisa i Female’a.
Jedynym artystą spoza lokalnej sceny, który miał zaszczyt publikować nakładem tej legendarnej tłoczni był Dave Sumner działający w Nowym Jorku. Zainteresował się on twardymi brzmieniami rodem z Detroit, kiedy na początku dziewiątej dekady minionego wieku rezydentem lokalnego klubu Limelight był sam Jeff Mills. I wkrótce pierwsze nagrania Sumnera firmowane pseudonimem Function zaczęły się pojawiać nakładem wielce zasłużonych dla klubowej elektroniki nowojorskich wytwórni – Synewave i Infrastructure. W połowie następnej dekady dołączył on do tajemniczego kolektywu Sandwell District i wraz z nim stał się jednym z pionierów nowej fali ciężkiego techno.
Mimo prawie dwudziestoletniego stażu na elektronicznej scenie, mieszkający obecnie w Berlinie amerykański producent nie dorobił się do tej pory autorskiego albumu. Dzięki nawiązaniu współpracy z wytwórnią Osgut Ton sytuacja ta zmienia się właśnie na korzyść artysty. „Incubation” to pierwsza pełnowymiarowa płyta Function w jego bogatej dyskografii.
Już na wstępie Sumner buduje nastrój rodem z mrocznego kina sci-fi: zza ściany perlistych klawiszy dochodzi ledwo słyszalny głos. Ktoś nas ostrzega? Ktoś woła o pomoc? („Voiceprint”). Sprężysty puls techno rozlega się dopiero później – wnosząc ze sobą uzupełniony niepokojącym echem żrący loop o acidowym brzmieniu („Against The Wall”). Podobne tony wracają dopiero po koniec zestawu – również wtedy twardy bit wsparty szeleszczącymi hi-hatami jest podstawą do syntezy kwaśnych dźwięków Rolanda 303 i mocno zbasowanych akordów („Psychic Warfare”). Słychać w tej muzyce ewidentne odwołania do klasyki gatunku z początku lat 90. – przede wszystkim słynnej płyty F.U.S.E., ale też wczesnych preparacji artystów z Sähko.
Rozwibrowane arpeggio rodem z kosmische musik stanowi główny wątek „Counterpoint”. Ale to tylko chwila oddechu – bo wraz z „Modifier” znów wraca przestrzenne techno w stylu Sandwell District, rozpostarte pomiędzy minimalistycznymi loopami a falującym pochodem dronowego basu. Poszatkowany bit o industrialnym tchnieniu rozlega się dopiero w „Incubation (Ritual)”. To oczywiście kulminacyjny moment płyty – a Sumner buduje rosnące napięcie w fascynujący sposób, wpisując w typową dla Berghain motorykę strzeliste smugi klawiszy o kosmicznym rozmachu. A potem kontrapunkt – eksplozja melodyjnych dźwięków o detroitowym rodowodzie podszyta masywnym podkładem bliskim dubstepowi i zwieńczona ambientowym finałem („Inter – Album Version”). Po prostu – rewelacja!
„Voiceprint (Reprise)” to kolejne zaskoczenie. Tym razem amerykański producent zestawia ze sobą z jednej strony szeleszczący puls w stylu chicagowskiego house’u z podwodnymi falami sążnistych klawiszy wywiedzionym z berlińskiego techno. I efekt jest wspaniały – muzyczna hybryda łącząca surowość produkcji Armando z mistycyzmem Basic Channel. Wspomniany wcześniej „Psychic Warfare” to również jedna z najmocniejszych kompozycji na albumie – i na pewno będzie ona żelaznym klasykiem wszystkich imprez techno w tym roku. Na finał Sumner zwalnia – bo w „Gradient I” dostajemy anglosaski breakbeat, w którym dudniący bas i lekko podłamany rytm niosą kaskadowo opadające fale soundtrackowych syntezatorów.
Nie ma dwóch zdań – „Incubation” to rewelacyjna płyta. Jest na niej zarówno ognista moc surowego techno z początku lat 90., jak również gęsty mrok i niepokojący klimat współczesnej wersji gatunku. Tak perfekcyjny materiał mógł stworzyć tylko weteran – i rzeczywiście możemy tu mówić o tym przypadku. Trzeba podziwiać amerykańskiego producenta, że mimo upływu lat zachował niezwykłą wręcz świeżość spojrzenia na muzykę. Dzięki temu otrzymaliśmy jedną z najlepszych płyt w całej historii techno.
Ostgut Ton 2013

Wychowalem sie na elektronice ale tej z lat 90. Dzisiaj wole posluchaj rocka od „nowej” elektroniki. Z wielka radoscia poslucham Function.
Ale YYY to wlasnie przyklad wtornosci rocka, trudno zreszta mierzyc wartosc czegokolwiek „poruszeniem” (Kaczkowski nadal puszcza w Trojce Pink Floyd i jest tym „poruszony” ale co z tego?). A jesli ktos twierdzi ze rock nie zyje, to chyba nie wie nic o takich kapelach jak Battles czy TV On The Radio i jesli twierdzi ze techno ciagle sie rozwija to jest chyba zupelnie bezkrytyczny…
w Battles nie ma nic nowego 40 lat temu był Zappa, Captain Beefheart czy nawet Residents. Rock jest naprawdę martwy, znam takich co twierdzą że Kaczkowski zepsuł gust muzyczny polakom tłukąc non stop Yes, Emerson Like & Palmer itp.
Ja zawsze wyżej stawiałem Kraftwerk od Genesis…
TV On The Radio to nic innego jak Talking Heads naszych czasów. Battles byliby niczym nowym, gdyby nie elektronika – zresztą jak wiele podobnych im nowych „progresywnych” zespołów rockowych, naśladujących King Crimson z eksperymentalnego okresu. Cały współczesny rock jest przerabianiem tego, co się wydarzyło w tym gatunku w latach 1962 – 1989. A z YYY masz rację – poruszyło mnie, bo mi przypomniało stary post-punk. Ale i to z czasem stało się wtórne i nudne – w przypadku innych grup.
Jak czytam komentarze na Residencie odnośnie tego albumu to mi się już nie chce tam zaglądać.
A co tam takiego piszą ? Jak dla mnie to ten album jest cholernie nudny i beznadziejny. Po 4 odsłuchach wylądował w koszu.
Daj przyklad jakiegos albumu, ktory nie jest „nudny i beznadziejny” – ciekaw jestem Twojego gustu. Tylko szczerze.
Przykłady dobrych albumów, chociażby:
Dadub – You Are Eternity
DeepChord – Sommer
Monolic – Drift
S_W_Z_K – S_W_Z_K
Ben Sims – Smoke & Mirrors
Cari Lekebusch – You Are A Hybrid Too
Axs – Arctic Circle
Natomiast w najnowszym mateirale od Function nie mogę doszukać się jakiejś większej wartości.
– Voiceprint, Counterpoint sprawiają wrażenie niepotrzebnych zapełniaczy krążka.
– Aainst The Wall, Modifier wieją monotonią, bass sprawia wrażenie zbyt płytkiego, ani tańczyć do tych utowrów ani ich słuchać.
Pozostałe utwory też nie powalają żadną głębią, magią, tajemniczością, wytwornością.
Wynudziłem się strasznie, cały krążek na jedno kopyto. Nie mogę pogodzić się z oceną 5/5 w porównaniu co do niektórych albumów które zostały równie wysoko ocenione.
Cudo!!!
Rewelacja! A „Psychic Warfare’ faktycznie miażdży.
pretendent do zdobycia tytułu dla płyty roku! i trudno będzie ten fenomenalny album pokonać.
niczym, rock sie skonczyl 30 lat temu
Bardzo ładnie…
Genialny album, caly material jest dopieszczony na maksa, nie ma slabych elementow, faworyt do albumu roku, swietny poczatek roku:)
Genialne. Ta płyta ma już dziś dla mnie wartość sentymentalną bo przypomina 95-96 rok
i sprowadzane z poznańskiego ‚outside’ kasety Vogela, Pacou, Surgeona, Ruskina i wielu innych…myślałem wtedy że techno zmiecie z powierzchni ziemi rock’n’rolla i wywoła muzyczną rewolucję. Piękne czasy. Piękna płyta.
A nie zmiotło? Czym jest dzisiaj współczesny rock w porównaniu z całą nową elektroniką?
A jakich rockowych plyt redaktor Gzyl sluchal w ostatnim czasie? I jak sie to ma do stagnacji sceny techno gdzie produkuje sie rocznie tysiace plyt, ktore brzmia tak samo?
No, wreszcie ktoś się sprzeciwił. Słucham wielu rockowych płyt z obowiązku recenzenckiego. I tak naprawdę ostatnio to chyba tylko Yeah Yeah Yeahs mnie ruszyło. A nowa elektronika? Ciągle się rozwija! I w tym techno – czego powyższy album jest dowodem.