Wpisz i kliknij enter

Rozmowa z Kubą Ziołkiem

Kuba Ziołek to jeden z najbardziej charyzmatycznych i poszukujących muzyków na bydgoskiej scenie. Znany jest z takich projektów jak Alameda Trio, Ed Wood, Tin Pan Alley, czy z ubiegłorocznej płyty „Katahdin” kolektywu Innercity Ensemble.

Album Starej Rzeki – „Cień Chmury nad Ukrytym Polem” ukazał się 23 marca w dwóch postaciach: na CD i to w wyjątkowej formie nakładem krakowskiej oficyny Instant Classic i na kasecie opublikowanej przez label Few Quiet People.

Stara Rzeka – Cień Chmury nad Ukrytym Polem from Few Quiet People on Vimeo.

Łukasz Komła: Patrząc na polską scenę muzyki eksperymentalnej, Twoje przedsięwzięcie jest wielce zaskakujące i mam wrażenie, że od jakiegoś czasu obcuję z jedną z najważniejszych polskich płyt tego roku. Gdzie i kiedy zrodził się pomysł na założenie projektu Stara Rzeka? 

O dziwo… w Starej Rzece, ze trzy lata temu. Ta muzyka jednak chodziła za mną od dawna… Nagromadziły się lektury, przemyślenia, doświadczenia muzyczne i pozamuzyczne… w samej Starej Rzece nie wydarzyło się nic inspirującego. Nie jest to specjalnie „magiczne” miejsce. Mała wioska położona w dolinie, przez którą przepływa Wda. Zafascynował mnie stalowy mostek, który pasuje tam jak pięść do oka, a jednocześnie wprowadza pewien element, bez którego nie potrafię myśleć o wsi, ale też o naturalnym krajobrazie w ogóle. Zawsze istnieje pewien nadmiar wprowadzony przez człowieka – ciekawy lub nie…

Płytę „Cień chmury nad ukrytym polem” rozpoczyna znakomite nagranie „Przebudzenie boga wschodu”. Utwór oscyluje wokół psychodelii, niemieckiej elektroniki z lat ‘70, szczególnie poprzez brzmienie MicroKorga. Słuchając tej kompozycji czuję, jakbym odtwarzał album jakiegoś amerykańskiego projektu (Emeralds, Grails, Earth itp.). A tu proszę, nic podobnego, muzyka została stworzona w Borach Tucholskich. Opowiedz jak powstawało to nagranie.

Było to jedno z tych nagrań, które powstały bardzo szybko. Podczas ćwiczeń fingerstyle’u wymyśliłem główny motyw gitarowy na jakimś dziwnym strojeniu gitary, którego już niestety nie pamiętam. Następnie spróbowałem arpeggia gitary akustycznej przełożyć na arpeggia elektroniczne i w ciągu trzech dni miałem utwór skończony. Było to prawdziwą ulgą po tym, jak od około trzech lat męczyłem się z utworem „Cień chmury nad ukrytym polem”, przechodząc również przez fazę utraty połowy ścieżek przez wadliwy program Cubase i próby stworzenia ich na nowo. Gdyby nie „Przebudzenie” pewnie bym nigdy nie skończył tego solowego materiału. Sam utwór jest wspomnieniem pewnej narkotykowej przygody, która miała miejsce dawno temu…

Za to w kompozycji „Tej nocy/Broń nas od złego” wykorzystałeś fragment poezji Awrahama Chalfi’ego – izraelskiego poety i aktora, urodzonego w Łodzi. Część tekstu jest Twojego autorstwa. Bartek Chaciński na swojej „Polifonii” napisał, że to nagranie ma ciągoty w stronę death metalu, powiem więcej, nawet ociera się o black metal (pierwsze trzy i pół minuty), bo później to już świat akustycznego folku podbarwionego elektroniką. Czy według Ciebie poezja Chalfi’ego w jakimś stopniu jest elementem łączącym mocne brzmienia gitar? Jestem ciekaw co Cię jeszcze inspirowało przy tym nagraniu?

Oczywiście w tym utworze jest jawne nawiązanie do black metalu, a nie death metalu, który jest dla mnie w 99 % niestrawny. „Broń nas od złego” to napis na kapliczce przy jednej z ulic w Tleniu – 6km od Starej Rzeki. Sam błąd w tej nazwie jest interesujący, mówi się raczej „chroń nas od złego” lub „zbaw nas od złego”. Poezja Chalfi’ego niesie w sobie ogromny ładunek niepokoju, będąc jednocześnie daleką od klasycznej europejskiej poezji, nie ma w sobie nic z barwności, stylowości czy urody. Jest prymitywna i twarda… jak napis „Broń nas od złego”.

Kolejna postać, która ma wpływ na warstwę tekstową to Friedrich Hölderlin, jeden z prekursorów klasyki weimarskiej oraz romantyzmu, przyjaciel m.in. Hegla. Niesamowita postać świata literatury, opętana chorobą psychiczną, mająca zaniki pamięci, dziwaczne wizje, nagłe ataki szału i niekontrolowany słowotok. Nawet nazistowska propaganda posługiwała się jego poezją. Życiorys tego poety przypomina mi postać Kaspara Hausera z filmu „Zagadka Kapara Hausera” w reżyserii Wernera Herzoga. Obie te postaci wypchnięto poza margines społeczny, co było spowodowane ich wewnętrznym chaosem i obłąkaniem. Myślę, że Twoje nagranie „Cień chmury nad ukrytym polem”, w którym wykorzystujesz fragment poezji Hölderlina, mogłoby stać się częścią ścieżki do filmu Herzoga. Opowiedz coś więcej o tej kompozycji.

Nie wnikam w historię szaleństwa Hölderlina, nie jest ona istotna przy interpretacji jego poezji. Żałuję, że tak słabo znam język niemiecki i nie mogę czytać swobodnie w oryginale Hölderlina, ani tym bardziej Heideggera, którego twórczość jest właściwą inspiracją dla tego utworu, jak i dla całej płyty. Jestem wciąż pod wielkim wpływem myśli tego filozofa, chociaż brak znajomości języka niemieckiego bardzo mi przeszkadza. Dlatego zapewne nigdy nie pokuszę się o żaden teoretyczny tekst poświęcony Heideggerowi, choć kiedyś bardzo chciałem takowy popełnić. Zresztą współcześnie mnóstwo ludzi pisze o Heideggerze, nie potrzeba w tej działce nadprodukcji, tym bardziej, że sam Heidegger adresował swoją filozofię do wąskiego grona osób i nie byłby zadowolony z ogromnej ilości makulatury, jaka powstaje rzekomo „z inspiracji” jego myślą. W większości zbędnej.

Dlatego bezpieczniej czuję się w nieprecyzyjnym, muzycznym nawiązaniu. Nagrywanie tego utworu było prawdziwą męką. Zaczęło się od prostej zabawy MicroKorgiem, ale potem sprawy komplikowały się coraz bardziej. Zapinałem na ślepo jakieś niepotrzebne wtyczki, które psują brzmienie… gdy teraz o tym myślę, aż mnie ciarki przechodzą: totalna amatorszczyzna. Nie miałem założenia: będę lo-fi. Nie mam pieniędzy na studio nagraniowe, więc postanowiłem nagrywać podług mej najlepszej wiedzy i technicznego know-how. Czyli na poziomie upośledzonego dwulatka, przy użyciu wspaniałego mikrofonu Shure-607, cena 109 zł, tylko w dobrych sklepach muzycznych. W pewnym momencie zgubiłem połowę ścieżek, a zamiast nich pojawiły się inne ścieżki z innych utworów, w innych tonacjach… i postanowiłem je zachować. Czasem przypadek i pech bywają stymulujące, bo każą spojrzeć na coś świeżym okiem. Na koniec zauważyłem, że przez pomyłkę cała sesja była nagrana w 16-bitach i dlatego brzmi to jak brzmi. Fatalnie. Nie boję się przypadku i błędów w tym, co robię. Nie jestem owładnięty ideą doskonałości, kieruję się zasadą z jednego z ostatnich filmów Allena „Whatever Works”. Fakt, że przeprowadzamy ten wywiad oznacza, że tym razem „works”.

Oprawa graficzna krążka autorstwa Agnieszki Zwary jest spójna patrząc na zawartość albumu i bardzo dobrze uzupełnia warstwę muzyczną. Mamy wyraźny element rękodzieła ludowej tradycji, gdzie całą strukturę okładki kontrastuje jeden z drobiazgów (czaszka). Jak Ty postrzegasz grafikę na swojej płycie i co w niej widzisz?

Nie zajmują mnie specjalnie kwestie graficzne… wolę koncentrować się na muzyce. Akurat w tym wypadku wycinanka była moim pomysłem… chciałem coś nawiązującego do „łowickich mandali”, które mnie zaciekawiły. Agnieszka zaproponowała kurpiowski motyw, który nie ma nic wspólnego z Borami Tucholskimi, ale ma ładunek psychodelii, o który mi chodziło. Trzeba by spytać Agnieszki, jakie motywacje stały za stworzeniem tej okładki. Mi się dobrze na nią patrzy i nie próbuję jej rozgryzać. To ma być coś, co przykuwa uwagę i w tym wypadku, moim zdaniem, Agnieszka zrobiła coś naprawdę udanego.

Na albumie można też odnaleźć mnóstwo różnych brzmień. Bardzo mnie ciekawi kwestia techniczna, jakich dokładnie używałeś instrumentów i technik podczas nagrywania?

Instrumentarium było proste: gitary, efekty, syntezator MicroKorg, jakieś minimalistyczne sample nagrane z organów Philicorda, perkusja z FL Studio, do tego jakieś darmowe vst znalezione w Internecie. Nie znam się na realizacji nagrań, więc robiłem to wszystko intuicyjnie i z dużą swobodą, i prymitywną frajdą. Nie skłamię, jeśli powiem, że 30% tego materiału to kompozycje, 25% to grzebanie przy pokrętłach, 25% to czysty przypadek, 15% to szukanie odpowiednich częstotliwości, które „dopełnią obrazu”, a 5% to chodzenie do sklepu po piwo i myślenie.

Kompozycją zamykającą płytę jest niecodzienna wersja nagrania „My only child” (1970 r.) z repertuaru Nico (prywatnie Christa Päffgen). Mam wrażenie, że twórczość tej niemieckiej artystki jest już dziś nieco zapomniana, więc ucieszyłem się, że jej utwór pojawił się w Twojej interpretacji. Dlaczego zdecydowałeś się na przypomnienie muzyki Nico?

Nie wiem czy twórczość Nico jest zapomniana… Być może w Polsce, ale w Polsce wszystko jest zapomniane. Skoro w Encyklopediach Rocka wydawanych w Polsce brakuje np. Faust, czy Heldon, to nic dziwnego, że biedna Nico nie ma u nas łatwego życia. Nawet po śmierci.

Wybrałem ten utwór, gdyż jest świadectwem końca i przemijania pewnej epoki w dziejach Europy. Świetnie uzupełnia moje niedawne fascynacje metafizycznymi urojeniami Heideggera. „Desertshore” jest magicznym dziełem schyłku i przemiany. Chciałem jakoś pociągnąć ten nastrój, jednocześnie pchając go dalej, w nieznane, swobodne rejony. Nie można wiecznie siedzieć na kamieniu i w nostalgii, bez końca zasłuchiwać się w ślady tego, co na zawsze pozostanie ukryte. Cholera, a może można?

Kuba Ziołek

Równocześnie longplay „Cień Chmury nad Ukrytym Polem” ukazał się na kasecie w zmienionej wersji nakładem innej wytwórni – Few Quiet People. Materiał tylko częściowo jest porównywalny z tym, co można znaleźć na CD wydanym w Instant Classic, o którym cały czas rozmawiamy. Chciałbym, abyś coś więcej powiedział o tej wersji kasetowej tego albumu.

Wersja kasetowa różni się od CD bodajże dwoma utworami. Dodatkowe utwory na kasecie wzięły się z rozmów z Wojtkiem z Few Quiet People, który zwierzał mi się z jego muzycznych inspiracji, tego, co go fascynuje w muzyce, tajemnicy, której poszukuje. W rozmowach tych przewijały się tematy tajemnicy duchowości ludowej. Wojtek bombardował mnie zdjęciami i filmami. Uległem (śmiech). Te dodatkowe utwory nagrałem trochę dla niego, bo czułem, że może ich potrzebować. Z tych rozmów wziął się również kapitalny trailer Karoliny Głusiec.

Nie chciałbym, żeby Stara Rzeka była widziana jako projekt folkowy, choć nazwa może to sugerować. Nie chcę też odwoływać się do tradycji, ludowości i kultury wiejskiej, gdyż nie mam o nich zielonego pojęcia. Dla mnie wieś to przeniknięte energią elektryczną i spalinami gospodarstwa, w których od czasu do czasu cichaczem ubija się świnie, żeby je potem w drugim obiegu nielegalnie wprowadzać do sprzedaży. Wieś to napisy „Smoleńsk to był zamach. Pamiętamy” i Internet w co drugim domu. Współczesna wieś, tak jak ją widzę, to taka dziwna hybryda. I może tylko czasem jakiś mały demon zawieruszy się w trawie. Ale tylko taki mały demonek. No i gwiazdy widać… Daleki jestem od idealizacji i mitologizacji wsi, choć uwielbiam „Malowanego ptaka”, poezję Czechowicza, zbiory Haupta, opowieści Stasiuka. Nie ukrywam, że coś mnie ciągnie w tę stronę.

Jakie masz plany na najbliższe miesiące?

Pracować nad muzyką, czytać, grać jak najwięcej prób. Doglądać wydania albumów: Alameda Trio, Hokei, T’ien Lai, Ed Wood. Nagrać płyty z Innercity Ensemble i Kapital. Może ktoś zaprosi na jakiś festiwal… Może w międzyczasie powstania jakaś ciekawa współpraca… Tak czy inaczej, moje plany są zawsze te same: działać najwięcej, jak tylko się da.

Gdzie będzie można Ciebie zobaczyć i posłuchać?

Najczęściej można mnie zobaczyć w Bydgoszczy lub w Tleniu, ale nie polecam. Nie ma co oglądać. Na początku czerwca gramy małą trasę z Kapital: Bydgoszcz, Warszawa, Kraków, Łódź, więc kto ma słuch, niech słucha.

Dziękuję za wywiad i poświęcony czas. Mam nadzieję, że powstanie więcej Twojej muzyki w ramach projektu Stara Rzeka, być może w innym lesie i nad inną rzeką.

Również dziękuję. Nigdzie się nie wybieram, więc las i rzeka pozostaną te same, choć pradziad Heraklit mógłby mnie w tym miejscu wytargać za uszy.

 

Profil na Facebooku »
Profil na BandCamp »







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
8 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] Stara rzeka – Cień chmury nad ukry­tym polem. Mój zwy­cięzca wszech. Tar­kow­ski, mgli­ste ruczaje, sło­wiań­skie zabo­bony, psy­cho­de­liczna moc natury, jej mistyczna ener­gia, walka jasno­ści i jej opo­zy­cji. Z jed­nej strony raj­skie plum­ka­nie gitary, z dru­giej meta­lowy odór zła. Ta muzyka to cień chmury nad ukry­tym polem. Nie wia­domo, co zwia­stuje, ale cze­kasz z eks­cy­ta­cją, chło­nąc każdy odgłos. A naj­lep­sze w tym wszyst­kim to, że to twór pol­ski. Tak dobry. Pole­cam wywiad, jeśli ktoś chce wie­dzieć wię­cej: o tutaj. […]

trackback

[…] nieszablonowo rozumiany folklor podchwycili dość szybko recenzenci z całego świata. W niedawnym wywiadzie dla Nowej Muzyki Kuba opowiadał, że nagrania, które złożyły się na album powstawały w bardzo swobodnej […]

trackback

[…] 3, Innercity Ensemble, Hokei y Ed Wood), recientemente desglosó así este material en una entrevista en un sitio polaco: “No exagero cuando digo que 30% del material es composición, 25% […]

trackback

[…] Slavic traditions begin to unfold, whether they are conscious or otherwise. Even though Ziólek is more interested in the village as a contemporary phenomenon, where farmers use loud machinery to drown out the […]

Endrave Khorrakh
Endrave Khorrakh
11 lat temu

Świetny projekt… pięknie wydane CD.

Grzesiek Bojanek
Grzesiek Bojanek
11 lat temu

„Tej nocy/Broń nas od złego” kończy się loopem z Buddha Machine – wersja przezroczysta. Na Qin gra Wuna. Ktoś to zaznaczył we wkładce? 🙂

ja
ja
11 lat temu

Bydgoszcz kolebką eksperymentalnej muzyki w Polsce. Wiele ciekawych projektów.

Polecamy