Wpisz i kliknij enter

Aphex Twin – Syro

Był to z pewnością jeden z najbardziej wyczekiwanych powrotów ostatniej dekady. Ale tak naprawdę Richard D. James nigdy nie zniknął – w 2005 r. wydał serię znakomitych epek Analord, dwa lata później zabłysnął kapitalnymi krążkami Confederation Trough i Rushup Edge jako The Tuss, regularnie koncertował (w 2011 r. wystąpił we wrocławskiej Hali Stulecia – na jednej scenie z orkiestrą, z którą odważnie przerobił Tren dla ofiar Hiroszimy Pendereckiego). Syro to pierwszy od 13 lat album wydany pod najbardziej znanym i cenionym aliasem Jamesa. Album, który z łatwością dorównuje największym dokonaniom Aphexa.

Nieskrępowany kompromisami artystycznymi, prawdopodobnie spełniony (choć zapewne nadal twórczo niespokojny), RDJ nie musi oglądać się na mody ani dokonywać kolejnego przewrotu w muzyce. Jeśli ktoś tego odeń oczekuje, on i tak ma to gdzieś. Komfort, lekkość, bezpretensjonalność i bycie wiernemu sobie – to wszystko jest obecne na Syro. No i oczywiście same dźwięki. Kompozycje, choć formalnie skomplikowane, brzmią tak doskonale i harmonijnie, jak gdyby spłynęły na ich autora w jakimś wielkim, transcendentalnym natchnieniu, a on po prostu spisał to, co usłyszał. Przy niektórych utworach zachodzi wręcz podejrzenie, że nie ma w nich dwóch identycznych taktów, że ciągle mutują i permutują. Niczym jakieś tajemnicze żywe organizmy, które rodzą się w niezwykły sposób, rozwijają w nieoczekiwanych kierunkach, a potem powoli gasną lub nagle się urywają.


Już w otwierającym całość Minipops 67 (Source Field Mix) słychać, z kim mamy do czynienia. To brzmienie jest jak odcisk palca, jak tęczówka; można je mniej lub bardziej umiejętnie podrabiać, ale nie można go skopiować. I tak jest przez całą godzinę – czy będzie to ponad dziesięciominutowy XMAS_EVET10 (Thanaton3 Mix), który ciągle meandruje między ciemnością a światłem, czy psychodeliczny Produk 29, gdzie w drugiej połowie następuje dźwiękowy odpowiednik bad tripa, czy kwaśny, pędzący na złamanie karku CIRCLONT14 (Shrymoming Mix), tłusty funkujący parkieciarz Syro u473t8+e (Piezoluminescence Mix), podbity starą dobrą junglową rytmiką S950tx16wasr10 (Earth Portal Mix), czy wreszcie finalny Aisatsana, cudowny utwór na fortepian i odgłosy ptactwa w tle, przywołujący tak wspaniałe kompozycje, jak Nannou2 czy Avril 14th.

Słychać tu wszystko, za co fani cenią RDJ, zaś antyfani – nie znoszą. Beaty czerpiące zarówno z hip-hopu i breakbeatu, jak i techno i jungle, szeroki wachlarz syntezatorów (lista sprzętu została zamieszczona we wkładce płyty i jest zawrotna – obejmuje blisko 140 różnych urządzeń), przestrzenne ambientowe podkłady, dziwaczne, krzywe melodie oraz poszatkowane głosy samego Ryszarda i członków jego rodziny, w tym żony Anastazji i dwójki synów z pierwszego małżeństwa. Ludzkie wokale pojawiały się w utworach Aphexa już wcześniej, ale dopiero tutaj brzmią w miarę przyjaźnie (a przynajmniej nie wrogo, vide Come To Daddy), nadając całości wyraźny ludzki pierwiastek.

Słucham tej płyty od kilkunastu dni i uderza mnie, jaką perfekcję osiągnął Ryszard w robieniu swojego bez napinki i pałowania się nad sobą. Syro najbardziej przemówi do wielbicieli Analordów i The Tuss, ale też do tych, którzy potrafią zostawić przeszłość tam, gdzie jej miejsce. Najmniej zadowoleni będą zaś prawdopodobnie ci, którzy tkwiąc właśnie w przeszłości, nastawiali się na rewolucje, drukqs 2 albo trzecią część Selected Ambient Works. Jeśli zatem ktoś spodziewa się przełomów, niech wykąpie się w Dunajcu. Pozostali odkryją na Syro kopalnię fantastycznej, jedynej w swoim rodzaju muzyki. Pieprzony geniusz znów to zrobił.

Warp Records | 2014







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
14 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
bociek
9 lat temu

Rzucil po kilku latach odrzuty ze starych sesji a fani gryza sie bez sensu. Zachwycajac sie ta nudna plyta zanizacie wartosc wielu lepszych plyt z ostatnich 10 lat. Taka jest moja swieta opinia.

Laszlo
Laszlo
9 lat temu

A ja napiszę tak. Płyta wyśmienita, ale niewątpliwie nie wnosi nic nowego. Jest świetnie wyprodukowana, Richard opanował techniki tworzenia i nagrywania muzyki na dziesiątkach urządzeń o których my nawet nie śniliśmy (a już na pewno nie w jednym pomieszczeniu!), ale (tak to moje „ale”) w moim odczuciu to Autechre wiedzie obecnie prym w tworzeniu nowych brzmień. Aphex Twin ojcem chrzestnym a bracia z Autechre wytyczają nowe trendy. Posłuchajcie ich singla L-event.

Laszlo
Laszlo
9 lat temu

A ja napiszę tak. Płyta wyśmienita, ale niewątpliwie nie wnosi nic nowego. Jest świetnie wyprodukowana, Richard opanował techniki tworzenia i nagrywania muzyki na dziesiątkach urządzeń o których my nawet nie śniliśmy (a już na pewno nie w jednym pomieszczeniu!), ale (tak to moje „ale”) w moim odczuciu to Autechre wiedzie obecnie prym w tworzeniu nowych brzmień. Aphex Twin ojcem chrzestnym a bracia z Autechre wytyczają nowe trendy. Posłuchajcie ich

bartooki
bartooki
9 lat temu

zrecenzujecie album Shadow Dancer – Brothers in Arps?

Paweł Gzyl
9 lat temu
Reply to  bartooki

Z tego, co widze w rozpisce – nikt nie ma w planach niestety.

99vadim
99vadim
9 lat temu

Aphex na nowym albumie czasami brzmi jak beato-lubna wersja Marka Fella na Manitutshu – np. posłuchajcie: https://soundcloud.com/pdis_inpartmaint/mark-fell-manitutshu. Niezwykle udany jest też japoński bonus track na Syro, zdecydowanie powinien być ujęty w podstawowej trackliście, nie wyobrażam sobie już sesji z tym albumem bez niego.

DeadRiot
DeadRiot
9 lat temu

Coś takiego znalazłem na fejsie: Miesiąc temu pisałem „Jeśli umieszczona na youtube nowa płyta Aphex Twin nie jest zmyłą, to potwierdza ona, że z Richarda D. Jamesa nie będzie już raczej >Mozarta muzyki elektronicznej<". Tak, to była fałszywka. Całkiem przyjemna, ale jednak fałszywka. Teraz dostajemy oryginał. Jaki jest? Znacznie lepszy niż się spodziewałem. Mocno oderwany od przydługiego i raczej nadętego "Drukqs". I – co ważne – niemal pozbawiony silenia się na "poważną" awangardę (patrz: słynne fortepianowe wstawki na wspomnianej płycie z 2001 roku). Niemal, bo na koniec otrzymujemy coś (zdaje się) z tamtej sesji ("Aisatsana"). Tego kawałka, bez szkody dla całości, mogłoby na "Syro" nie być. Nowy long AFXa zaskakująco zbliża się do starych nagrań Mike'a Paradinasa (µ-Ziq) zwłaszcza pod aliasem Jake Slazenger (wyśmienity "Produk 29" czy wielowątkowy "X-Mas EVET 10") i najfajniejszych produkcji Luke'a Viberta – właśnie pod nazwiskiem, a nie jako Wagon Christ ("S950tx"). Przede wszystkim mamy tu jednak wycieczkę po różnych fazach twórczości Jamesa (może wyłączywszy okres "R.D. James Album" I "Selected Ambient Works II"). Np. świetny "180 db" swobodnie mógłby znaleźć się na "Surfing On Sine Waves" Polygon Window, a króciutki, uroczy "FZ Pseudotimestretch…" na "…I Care..". Są tu też znane z jego twórczości udane wycieczki w stronę elektronicznego jazzu ("Syro u473..") i starego acidu ("PAPAT4"). Zaskakuje – mimo wszystko – spójność nowej płyty. Może poza doczepionym na siłę finałem, o którym już wspomniałem. Cóż, rewolucji nie ma, ale też zdecydowanie nie ma wstydu. Aphex Twin wciąż może stawać w szranki z młodzieżą. Co z tego, że bardziej jako wujek, a może nawet dziadek?

Troublemaker
Troublemaker
9 lat temu

Dadaista. Ale nie piszemy o wyższości kolorów, tylko o konkretnie namalowanej płycie, która ma w sobie wiele kolorów, odcieni, etc. Więc możemy sobie ocenić to dzieło, pogadać luźno na jego temat.

Troublemaker
Troublemaker
9 lat temu
Reply to  Troublemaker

Z kolei kawałek, który tobie najbardziej leży dla mnie jest kompletnie oderwany od zwariowanej rzeczywistości Rysia – zbędny. Pasuje tak jakby ktoś na koniec koncertu Brahmsa załączył szalony kawałek Aphexa. Więc w moim odtwarzaczu płyta kończy się na temat junglowej wariacji.

ps
ps
9 lat temu
Reply to  Troublemaker

Moja kończy się na MARCHROMT30A edit 2b 96. Świetny kawałek. Tylko na japońskiej edycji. Do aisatsany nic nie mam, choć fortepianowe motywy z drukqs były chyba jednak lepsze.

Hedfunk
Hedfunk
9 lat temu

Ja absolutnie nie oczekiwałem od Ryśka żadnych rewolucji, tej dokonał on już znacznie wcześniej. Oczekiwałem natomiast dobrego, a nawet bardzo dobrego albumu i go dostałem. Jest tu trochę Tussa, trochę Analordów i momentów z ,,Drukqs”. Nawet gdybym chciał się do czegoś przyczepić, to po prostu nie potrafię. Być może dlatego, że jestem hardcore’owym wyznawcą twórczości Richa, a być może dlatego, że to po prostu dobry album.
P.S. Panie K3. Dobra recenzja. Pierwszy raz pana chwale, ale jest za co.

jędrek
jędrek
9 lat temu

płyta zdecydowanie dla fanów … powiem tylko … ale to już było i nie wróci więcej … [ ani na minus ani na plus po prostu jest ]

Troublemaker
Troublemaker
9 lat temu
Reply to  jędrek

Co za brednie, aż się odniosę. Płyta jest zdecydowanie dla każdego. Fana, nie fana, dla fana dobrej muzyki zdecydowanie. ‚Ale to już było’, ale co konkretnie było? Może i ‚to coś’ było, ale właśnie wróciło w wielkim stylu i chcę się tego ‚więcej’. Ani ‚+/-‚, jakie po prostu? To nie jest jakieś tam po prostu, bo po prostu nikt w takiej konwencji nie nagrał ostatnimi laty czegoś na tak zawrotnym poziomie. Teraz konkretnie napisz co masz do zarzucenia Ryśkowi.

dadaista
dadaista
9 lat temu
Reply to  Troublemaker

Co ma konkretnie do zarzucenia? Sztuka to nie dziedzina naukowa. Co ma napisać? Wyprowadzić dowód apagogiczny na potwierdzenie tego, że najnowsze wydawnictwo Aphex Twina mu się nie podoba? To tak, jakbyś kogoś zapytał o wyższość koloru czerwonego nad niebieskim i kazał mu to wytłumaczyć oraz opisać wzorem. Nie leży mu ten nowy album i koniec. Mnie on do gustu również nie przypadł. Najlepszy kawałek na tej płycie to dla mnie „aisatsana”, zaś reszta albumu jest miałka jak talk w zasypce dla niemowląt. Wyraźnie słychać to, co autor recenzji napisał na jej początku: James nie czuł presji na konieczność dokonania przewrotu w muzyce. I go nie dokonał.

Polecamy