Wpisz i kliknij enter

Kiasmos – Kiasmos

Ólafur Arnlads i Janus Rasmussen w końcu nagrali wspólny album, na który ich fani czekali prawie pięć lat.

Od jakiegoś czasu, w głowach dwójki artystów, powoli zaczęła kiełkować myśl, że ciekawą opcją byłoby tworzenie muzyki, będącej komitywą spokojnej i ambientowej islandzkiej estetyki z jej – również znaną – nieprzewidywalną i energiczną manierą. To swojego rodzaju oksymoron, którego perfekcyjne wykonanie, możliwe jest tylko w kraju gejzerów, wulkanów i fantastycznych pejzaży. Ponieważ Ólafur odpowiada za inżynierię dźwięku w grupie Rasmussena – Bloodgroup, okazji do wspólnych dysput na temat rozwoju i kierunków ich muzyki nie brakowało. Wynikiem tych setek godzin rozmów oraz pracy przy instrumentach, jest tegoroczny long play „Kiasmos”, wydany przez zasłużoną tłocznię Erased Tapes Records. Głośniki przygotowane do odpalenia krążka, zatem startujemy!

Zaczynamy głębokim wdechem powietrza pod nazwą „Lit”, gdzie stricte islandzki bezkres horyzontu zaczyna pulsować delikatnymi klawiszami oraz lecącymi na wietrznych pochodach syntezatorach. „Held” jest rozwinięciem tej impresji, gdzie dodatkowo słyszymy kwartet smyczkowy. W tym kawałku widać chęć zbliżenia ambientu oraz minimalistycznych tęsknot obu artystów.

Cały czas znajdujemy się gdzieś ponad górami i z lotu ptaka obserwujemy tajemniczą naturę islandzkiej wyspy, która weszła w świetną muzyczną kooperację z pochodzącym z Wysp Owczych Janusem Rasmussenem. „Looped” jest kompletnym rozwinięciem elektronicznych skrzydeł oraz utwierdzeniem, że połączenie muzyki klasycznej z techno jest jak najbardziej możliwe. Zwłaszcza, jeśli w tym wszystkim czuć tę jedyną w swoim rodzaju wyspiarską emocję. „Thrown” jest egzemplifikacją minimalistycznego techno. Jest wejściem w niezbadane tunele wulkanicznych kraterów, gdzie przestrzeń i mrok wypełniają kolejne kamienne komnaty. Nad podziemnymi jeziorami unosi się mineralna para, a gdzieś w tle słychać  dzwoneczkowy dźwięk, którego autorem są spadające na taflę wody krople. „Dragged” jest melancholijnym opisem „czarnego deszczu”, który miał towarzyszyć erupcji gigantycznego wulkanu Etna. Całe partie pianina mieszają się tutaj z onirycznymi synthami, tworząc tym samym fajny klimat pod zadumę nad losem naszpikowanej wulkanami Islandii.

„Bent” oraz kończący ten album „Burnt” to klubowe dynamity, które naszpikowano wszystkim, co w elektronice najlepsze. Eklektyzm form, synergia brzmień, nieprzewidywalność i dowolność w interpretacji nadaje tej muzyce jedną z najważniejszych ról w możliwości kreacji czasu i przestrzeni. Doskonała produkcja!

Październik 2014 | Erased Tapes Rcords

http://www.youtube.com/watch?v=P5kTCmRB_VU

https://www.facebook.com/kiasmos?fref=ts

https://soundcloud.com/kiasmos







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Krystian Zakrzewski
Krystian Zakrzewski
9 lat temu

Zgadzam się! Od kilku dni towarzyszy mi w drodze do pracy i muszę przyznać, że unosi mnie ponad chodnikami. 🙂

bartooki
bartooki
9 lat temu

odlot w Kiasmos! ;]

Polecamy