Zamykająca trylogię produkcja nosi silne znamiona niepokojącego noise’u oraz zakotwicza się w zimnym dnie industrialu.
Live act w wykonaniu tego Szweda zahipnotyzował uczestników Berlin Atonal 2015 (relacja Pawła Gzyla jest tutaj) oraz potwierdził jego oryginalne i świeże podejście do tematu. Kto nie był w samym Berlinie, będzie mógł cieszyć się tą nieszablonową produkcją już 8 września tego roku, gdyż Peder wydaje własnym sumptem trzecią część swojego dzieła. Pięć utworów składa się na kosmiczną scenerię oraz umiejscowiony gdzieś w połowie drogi na Marsa uszkodzony prom kosmiczny.
Wszystko rozpoczyna się od zawieszonego w delirycznym sosie „Acid Drop”. Oczami wyobraźni widzę siebie na pokładzie wahadłowca. Wszechobecne migające światła alarmowe oraz głos wydobywający się z głośników pokładowych tworzą mroczny klimat. Ból głowy ustaje a ja przypominam sobie, że nasz prom natknął się na deszcz meteorytów, które poważnie uszkodziły prawe skrzydło maszyny. Głos syreny wchodzi na coraz wyższe częstotliwości a towarzyszący jej pokaz hi-hatów zapowiada potężny, wręcz laserowy subbas. Postanawiam zrobić rozpoznanie statku oraz podejmuję próbę odnalezienia pozostałych członków załogi.
„dB at Holger” prowadzi chłodny syntezator oraz miarowo wybijana stopa. Każdy patern kończy się sprzęgnięciem perkusyjnego talerza wraz z zreplikowanym wokalem. Nadejście chóralnego padu przypomina estetykę Mondkopfa a noise’owe narracje przywołują najlepsze dokonania Roly Portera. Kiedy dochodzę do sterowni, do moich uszu dochodzi obłąkańcze powtarzanie tych samych słów przez znany mi głos. To jeden z moich współtowarzyszy, który w wyniku matni zamknął się w sobie i nie reagował na moje zawołania. Przez szybę zauważyłem, że kolejny towarzysz podróży znajduje się na zewnątrz pokładu przy uszkodzonym skrzydle. Ubieram skafander astronauty i wychodzę na zewnątrz.
„Mach 2” idealnie obrazuje stan wahadłowca. Ulatniające się powietrze oraz uderzająca o kadłub część skrzydła uświadamia mi moje fatalne położenie. Kiedy przyciągam bezwolnie poruszającego się kosmonautę, okazuje się najgorsze – zostałem sam. W „The Limits of Control” postanawiłem wrócić na pokład, gdyż przypomniałem sobie o prototypie kosmicznego szybowca, który miał być testowany w trakcie naszego lotu. Mars stał się po raz kolejnym niezrealizowanym marzeniem człowieka ale moim zadaniem było wydostanie się z tego metalowego grobowca i dotarcie do najbliższej międzynarodowej stacji. Niesiony na gwiezdnym pyle widziałem dogasające gwiazdy oraz nieobjęte wyobraźnią załamania czarnych dziur. Wszechobecny świst oraz synth na reverbie wprowadził hipnotyzujący stan spowalniając moją percepcję. Powoli zaczyna brakować tlenu ale na horyzoncie zauważam zarys stacji!
„Word Clap Bass” wprowadza mnie na tę stację widmo. Ekipa musiała wynieść się stąd już jakiś czas temu. Sytuacja podobna do tej na uszkodzonym promie. Ponownie słyszę zreplikowane wokalizy pokładowego komputera oraz stukot pękających nitów oraz falującej blachy. Po przeanalizowaniu sytuacji, dochodzę do jedynego możliwego wniosku: po raz kolejny muszę się stąd wydostać!!! Świetna produkcja.
Peder Mannerfelt Produktion (PM003)| 8 września 2015