
Arcydzieło abstrakcyjnej muzyki klubowej.
Ten brytyjski producent mieszkający obecnie w Szwecji zadebiutował w połowie minionej dekady, wchodząc w skład efemerycznej grupy cirKus, która zasłynęła ze współpracy z Neneh Cherry. To właśnie w szeregach tejże formacji (która notabene wystąpiła w Polsce podczas Cracow Screen Festivalu w 2008 roku), Karmil nauczył się eksperymentować z samplami i loopami. Nabytą w ten sposób wiedzę wykorzystał potem w kreatywny sposób w swej solowej karierze.
Rozpoczął ją zaledwie trzy lata temu, ale już jego pierwsze nagrania zwróciły nań uwagę fanów nowej elektroniki. Brytyjczyk niby tworzył house – ale na wysokim poziomie abstrakcji, bliższy dawnym poszukiwaniom brzmieniowym Ricardo Villalobosa czy Richiego Hawtina niż korzennej wersji gatunku z Chicago. Jego unikalny talent ujawnił w pełni oniryczny album „—-”, opublikowany przez kolońską wytwórnię PNN. Teraz dostajemy drugą płytę Karmila dla tejże tłoczni – „+++”.
Początkowo mamy do czynienia z nagraniami nadającymi tradycyjnemu house’owi niemal awangardowy charakter. „Perfect World” uderza zredukowanym bitem, a towarzyszy mu zapętlony głos i chroboczące efekty. Tę duszną i niepokojącą atmosferę podtrzymuje „Be Gentle” wprowadzając do zestawu bulgoczące loopy. Więcej melodii wnosi dopiero „If I’m Honest”, dzięki zaszumionym samplom fortepianu. Segment ten wieńczy eteryczna miniatura – „Femern”.
Drugą część otwiera najbardziej rozbudowane nagranie w zestawie. „AF” pulsuje w takt szeleszczących perkusjonaliów uzupełnionych rwanymi stukami i winylowymi trzaskami. Na jeszcze większy poziom abstrakcji przenosi nas „Carry Her/Wave”, rozwijając się powoli od modulowanego loopu do ambientowej elektroniki. Wycofana rytmika tradycyjnego house’u wraca w „Crush”, by w „Crystals” ustąpić miejsca minimalowej wersji stłumionego techno. Album kończy „Pulse” – finezyjna synteza repetytywnego industrialu spod znaku Boyda Rice’a z kosmiczną elektroniką, podrasowana cytatami z Tangerine Dream.
„++++” to arcydzieło muzycznej prostoty, rozpisane na kolażowe techniki dźwięku, wywiedzione z oldskulowego house’u, ale wprzęgnięte w stworzenie nowoczesnej wizji gatunku. Brytyjski producent z aptekarską precyzją, wyćwiczoną w trip-hopie, tnie i klei fragmenty cudzych nagrań, splatając z nich kruche rytmy i psychodeliczne tła, tworzące wyrafinowaną wizję muzyki tanecznej o minimalowym sznycie. Spróbujcie zmierzyć się z tą muzykę i dajcie jej w pełni wybrzmieć – a wtedy rozsmakujecie się w nieoczywistej urodzie tej płyty.
PNN 2016

po fragmentach rewelacja
podejrzewam, że dla większości fanów poprzedniej, świetnej skądinąd płyty, ten album będzie mordęgą, dla mnie jest to niestety rzecz totalnie niesłuchalna 🙂
Dziwne. Mnie sie podobala poprzednia plyta – i ta tez. Nie przepadam tylko za tym zestawem dla Idle Hands.
trochę taki współczesny jelinek tyle że karmil. dobre i ciekawe.