Mistrz chropowatych brzmień.
Pierwsze nagrania Andreasa Gehma zaczęły się pojawiać w połowie minionej dekady. Siarczysty hard house i surowe electro, jakie wychodziły spod jego palców, od razu trafiły w gusta szefów tak renomowanych wytwórni specjalizujących się w tego rodzaju oldskulowych brzmieniach, jak Panzerkreuz, Bunker, Methamatics, Chiwax czy Solar One Music. Nic więc dziwnego, że z niemieckim specem od analogowych maszyn TB-303 i TB-808, współpracowali zarówno weterani gatunku, jak i jego młodzi adepci w rodzaju Steve’a Poindextera i Heleny Hauff.
W połowie zeszłego roku do mediów przedostały się informacje, że Andreas Gehm jest poważnie chory i nie stać go na leczenie. Nie zabrakło jednak kolegów po fachu, którzy postanowili go wspomóc. W maju ukazała się kompilacja z ponad dwudziestoma nagraniami, z których dochód miał być przekazany artyście na opłacenie kosztów hospitalizacji. Niestety – było już za późno. Koloński producent zmarł 20 czerwca a finanse zebrane przez jego przyjaciół zostały przeznaczone na pogrzeb. Nie zapomniano jednak o jego muzyce – a dowodem tego składanka opracowana przez przyjaciół twórcy z Solar One Music.
Jeśli ktoś nigdy nie słyszał nagrań Andreasa Gehma, ta kompilacja wprowadzi go idealnie w ich klimat. Dominuje tutaj masywny hard house rodem z Chicago, tworzony przez sprężyste bity, uzupełniane od czasu do czasu stukami cowbella, świdrujące eksplozje acidowych ćwierkotów, basowe pomruki i warkoty oraz niepokojące rymowanki („What’s On Your Mind” czy „Physical Pain”). Czasem muzyka ta zbliżą się do morderczego hard techno, nabierając bardziej przesterowanego brzmienia, niczym wczesne dokonania Richiego Hawtina jako FUSE („Im NOT A Freak”).
Druga część zestawu uderza mniej bezpośrednią mocą. Tym razem niemiecki producent pokazuje, że bliskie jest mu również nastrojowe granie. Dowodem tego kompozycje wpisane w ramy detroitowego techno o nocnym klimacie („Spare Time” czy „Matinee”). Zgrabnie koresponduje z nimi chmurne electro o mechanicznym pulsie, również wywiedzione z tradycji Motor City („Fucking Face”). Największe wrażenie robi jednak najbardziej rozbudowany utwór w zestawie – „Moonoo”. Idealnie wpisuje się on we współczesne eksperymenty z formułą chropowatego techno, w którym jest miejsce na mniej oczywiste elementy, jak chizofreniczny chórek.
Andreas Gehm nagrywał pod własnym imieniem i nazwiskiem, ale również pod różnymi pseudonimami. Tak jest też i na tej kompilacji, gdzie niektóre nagrania są firmowane nazwami Elec Pt. 1, The Minister czy Manager 111. Bez względu na to wszystkie kompozycje mają bardzo spójny charakter – są mocno skoncentrowane na zadziornym brzmieniu, buchają surową energią i reprezentują punkowe podejście. Taka muzyka przeżywa obecnie swój renesans, nie wykluczone więc, że będzie się cieszyć większym powodzeniem niż pięć czy dziesięć lat temu. Szkoda tylko, że jej autor nie doczekał tego momentu.
Solar One Music 2017
Gehm popełnił samobójstwo z powodu niewyobrażalnego bólu, wcześniej na Facebooku pojawił się jego list pożegnalny, koszmar 🙁