Człowiek, który spalił skrzypce.
W żadnym wypadku powyższe nie jest mglistą metaforą, a precyzyjnym opisaniem zdarzenia, którego autorem był Konrad Sprenger (właściwie Joerg Hiller). Otóż ten berliński kompozytor w pełni dał się porwać idei poszukiwania coraz to nowych dźwięków, co doprowadziło go do sprawdzenia jaki to dźwięk będą wydawały palące się skrzypce. Ostatnio jednak zmienił kierunek swoich działań na bardziej cyfrowy. Tym samym na jego najnowszej płycie „Stack Music” nic, dosłownie, nie płonie. Jego poszukiwana doprowadziły do zastosowania algorytmu Euklidesa celem sterowania komputerowego gitarą elektryczną. Dociekliwi sami mogą wyszukać czego dotyczy powyższy algorytm. Dość powiedzieć, że jest to bardziej materia matematyczna niż muzyczna. Niemniej doprowadził do tego, że jako kompozytor znalazł nowe możliwości tworzenia struktur muzycznych. Dodam, że lepszego zrozumienia płyty warto też zapoznać się pojęciem „komatu pitagorejskiego”.
Jego idea ucieleśniła się w postaci tego albumu. Cała płyta ma charakter erudycyjny. Słychać to w „Opening”. Te utwór nadaje charakter reszcie. Nieco barokowy klimat, metaliczny pogłos strun oraz podnoszenie częstotliwości akustycznych – to cechy nadrzędne prezentowanej muzyki. Kompozycje zawarte na krążku najłatwiej scharakteryzować mianem minimalizmu. W „Finale” słychać powtarzające się fragmenty. Utwór szerzej rozlewa się w przestrzeni. Dodane dźwięki pociągów zawsze będą mi się kojarzyć z „Different Trains” Steve`a Reicha. Dzięki zastosowaniu dodatkowego oprogramowania (Melodyne) kompozytor w pełni kontroluje czas trwania dźwięku, intensywność oraz długość akordu. W dodatku może też zmieniać sposobu strojenia, dzięki czemu wychwycić można różnice w brzmieniu.
„Rondo” wypada w sposób najbardziej abstrakcyjny. Jak podaje sam twórca, można znaleźć tu dźwięk rogu czy harfy. Zdecydowanie jest to najbardziej matematyczny utwór na płycie. W pewnym momencie staje się to dość denerwujące, szczególnie, że trwa ponad osiemnaście minut. Koniec wyszedł mu zdecydowanie najlepiej. Dość łagodna forma muzyczna pozwala nacieszyć się niemal uroczystym nastrojem. Początkowa asceza z czasem przepoczwarza się w pokaz lśniących dźwięków. Miejscami przypominających marimbę. Album w swej całości jest przesycony tą erudycją muzyczną. Czasem można odnieść wrażenie, że twórca bardziej skupił się na pieczołowitości w przekładaniu teorii matematycznych na materię muzyki, zamiast zadbać o kompozycje. W ten sposób otrzymaliśmy twór archeologiczny w nowoczesnym anturażu.
PAN | 2017