Wpisz i kliknij enter

Oneohtrix Point Never – Age Of

Piosenki – tak. Koncept – nie.

Chyba coś drgnęło. Od pewnego czasu, z zadowoleniem dostrzegam, iż muzyka stała się tematem do dyskusji. I to wcale nie z powodów pozamuzycznych. Gorące dyskusje o płytach Synów i Taconafide unaoczniły, że muzyka wciąż może być istotna. Nie mówiąc już o internetowej fali powstałej w chwili śmierci Roberta Brylewskiego. Być może się oszukuję, ale liczę, że to będzie trwało dłużej niż żywot internetowego mema. Tym samym dorzucam, w mniejszej skali, pod dyskusję kwestię najnowszej płyty Oneohtrix Point Never. Zewsząd napływają zachwyty i ekscytacja, że oto przyszłość się objawiła w świetlistej postaci. Moim zdaniem tak do końca nie jest.

Z uwagą śledzę każdą, najdrobniejszą działalność Daniela Lopatina. Jego talent budzi podziw, a rozwój wzbudza zainteresowanie. Ma to co każdy artysta mieć powinien, w myśl Kazika, czyli głód. Poszukiwania – to ode mnie już. Tego też nie mogę odmówić słuchając „Age of”. Koncept płyty, jak mówi sam twórca w wywiadzie dla The Quietus, ma związek z filmem Stanleya Kubricka „2001: Odyseja kosmiczna”. Chodzi o to, czym zajmowałaby się sztuczna inteligencja w wolnym czasie. W ten sposób dotykamy futurologii, którą ten album jest wypełniony. Apokaliptyczna jest treść tekstów wyśpiewywanych przez samego Lopatina, ale z modulacją głosu. W niektórych przypadkach jest to zabieg nużący.

Słychać to już od numeru jeden. Ten sam utwór kieruje interpretacje w stronę ruchu New Age lub jakiejś sekty. Z resztą Lopatin sam podsuwa takie tropy, choćby w „Manifold”. Jednak jego przyszłość czasami nosi stare kostiumy, orkiestrowe ornamenty. Utwory są rwane, ułożone z fragmentów różnych światów. Singiel „Blak Snow” jest właśnie niepełnym utworem. Chwytliwa linia melodyczna jest bezbronna wobec nadmiaru dodatków i efektów. W tym rozchwianiu i polepionych dźwiękach brakuje niezbędnego pierwiastka, który pozwoliłby na goszczenie w pamięci na dłużej. Pojawiło się sporo gości jak Anohni, Prurient czy James Blake. „Age Of” momentami sprawia wrażenie, jakby Lopatin wysysał z nich wszystko i starał się ulepszyć.

Trafiają się piosenki, którym trudno się oprzeć. Ciepłe i błyskotliwe „Toys 2”. Chłodny i niebezpieczny „Warning”. Sięgający aż do Japonii „RayCats”.  Podoba mi się również „The Station” napisany pierwotnie dla Ushera. Tu koncepcja Lopatina wybrzmiewa w pełni, ale zredukowanej do jednej, zamkniętej piosenki. Siła poszczególnych piosenek nie wystarcza, aby zasilić całe „Age of”, które z resztą ma dziwnie fascynującą okładkę. Mini-piosenka „Same” robi na mnie największe wrażenie. Mocny akcent z przejmującym wokalem. Szanuję próbę stworzenia czegoś wartościowego na bazie internetu, ale w całości ten album mnie nie przekonuje. Rozumiem też chęć bycia nowatorskim, ale talent Lopatina pozwoliłby mu na nagranie czegoś bardziej zwartego, kompletnego. Myślę więc, że artysta trochę ucieka od odpowiedzialności chowając się za swoimi zlepieńcami.

Warp | 2018

Strona oficjalna
FB







Jest nas ponad 16 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
embe
embe
6 lat temu

Loptain? 😀

Polecamy