Hauntologia, Internet i lata dziewięćdziesiąte.
Młody Łucznik opowiada o swoich albumach, inspiracjach oraz onirycznych wątkach w Poznaniu.
Emilia Stachowska: Na Bandcampie można przeczytać, że “nagrałeś album o wyobrażaniu sobie czasu spoza swojego czasu”. Wokół czego dokładnie krążyła twoja wyobraźnia?
Młody Łucznik: Mogę śmiało powiedzieć, że „Dreambank” to album impresjonistyczny. Chciałem w nim zamknąć wszystkie miejsca, ludzi oraz zdarzenia, które towarzyszyły mi przy tworzeniu tego albumu, dodając do tego trochę hauntologicznego klimatu i mojej wizji brzmienia przyszłości. Głównymi bodźcami był cykl imprez Oniryzm, który organizuję z moimi znajomymi w Poznaniu (i który wtedy zaczynaliśmy) oraz stary keyboard Yamahy wykopany gdzieś na strychu przez moją dziewczynę.
Właśnie, hauntologiczny klimat. Co dokładnie masz na myśli?
Myślę, że hauntologia to bardzo płynne pojęcie. Postrzegam ją jako wszystko, co jest powiązane z latami dziewięćdziesiątymi i wczesnymi dwutysięcznymi. Bardzo lubię ten klimat: analogowa fotografia, VHS, taśmy z muzyką. Większość zdjęć, które robię, jest z aparatów na film – tak jest również z okładką „Dreambanku”. Uwielbiam też gry z tamtych lat. Nie miałem okazji doświadczyć tych rzeczy w czasach ich premier, ale zabieram sobie różne z nich i przetwarzam, dodając swoje inspiracje ze świata internetowego.
O jakich elementach świata internetowego mowa?
Głównie mówię tu o gatunkach muzycznych, które powstały w internecie. Zaczęło się od vaporwave’u i witch-house’u, dziś głównie jest to PC music i wszystkie nurty dekonstruujące muzykę klubową. Graficznie jest to słaba grafika 3D, glitche i memy.
Możesz rozwinąć wątek tych dekonstrukcji?
Ciężko to jakoś sklasyfikować, bo nie jestem mega znawcą i siedzę w tym od niedawna, ale mówię tu o producentach takich jak Sega Bodega, Air Max 97, artyści z kolektywu NAAFI czy A.G. Cook – jest to muzyka taneczna w niekonwencjonalnej formie, używająca ciekawych rozwiązań rytmicznych lub innych metrum. Bardzo inspirujący był dla mnie też ostatni mixtape Charli XCX – “Pop 2”. Wyprodukował go z resztą A.G. Cook, a jest to – tak, jak tytuł sugeruje – płyta popowa, stanowiąca zupełnie nowy level w popowym graniu. Tych rzeczy na „Dreambanku” jeszcze nie było słychać – tam głównymi bodźcami były dla mnie “Experience” The Prodigy i dyskografia The Smiths. Za to moje ostatnie wydawnictwo – “Speedrunning” – zdecydowanie bardziej odbierane być może jako nieco futurystyczna muzyka.
A jak wyobrażasz sobie lata dziewięćdziesiąte?
To musiał być ciekawy okres, szczególnie dla twórców muzyki elektronicznej – teraz, w erze łatwo dostępnych DAWów i tutoriali, wszystko jest prostsze. Nie wyobrażam sobie tworzenia muzyki w latach dziewięćdziesiątych. Analogowe synthy, zgrywanie tego i tak dalej. Albo ewentualnie FastTracker, ale on dawał małe pole do popisu. Uwielbiam możliwości, jakie teraz mamy, mogę wziąć wszędzie ze sobą laptopa, mały kontroler midi i słuchawki. Mogę robić muzykę w każdym miejscu.
Masz jakieś miejsca, w których lubisz tworzyć?
Zazwyczaj nie korzystam z tych wspaniałych możliwości, które daje mi XXI wiek i tworzę po prostu w domu, ale poza tym, mam fajną działkę w lesie, lubię tam spędzić trochę czasu. Ćwierkanie ptaków, szum drzew, brak miejskiego zgiełku – zupełnie inne bodźce niż w mieście, inne inspiracje.
“Urodziłem się w złej generacji, chciałbym żyć w przyszłości” – brzmi jak manifest, ale mamy tutaj drugie dno, prawda?
W tytule “I was born in the wrong generation (i want to live in the future)” chodzi o to memiczne już stwierdzenie “urodzenia się w złej generacji”, którego używają najczęściej młodzi słuchacze różnych klasycznych rockowych zespołów. Oni są tacy odosobnieni w tym, a ich rówieśnicy słuchają (fuj!) rapu. Zawsze bawiło mnie to określenie i typowe dziadkowanie w stylu “kiedyś to było!” – szczególnie przez tak młodych ludzi. Chciałem więc humorystycznie to odwrócić: chcę żyć w przyszłości i zobaczyć jak będzie, bo “kiedyś to będzie!”.
Bartosz Nowicki opublikował niedawno tekst o polskiej młodej scenie elektronicznej, wskazując na związek twórców właśnie z kulturą Internetu i wspominając tam m.in. o tobie oraz Julku Płoskim. Faktycznie można mówić tu o jakimś konkretnym środowisku?
Myślę, że faktycznie, jak poważnie by to nie brzmiało, można mówić o jakimś zjawisku. Jesteśmy ludźmi w podobnym wieku z bardzo podobnymi inspiracjami, ale każdy z nas przetwarza te bodźce na swój sposób, co sprawia, że mimo tych podobieństw, nasza muzyka ma elementy wspólne, ale też jest całkiem różna.
Opowiedz więc trochę więcej o środowisku, w którym działasz.
Chyba nie za wiele można tu powiedzieć, wydaje mi się, że jesteśmy młodymi ludźmi, którzy po prostu chcą robić fajną muzykę, będącą jednocześnie czymś świeżym na scenie. Mówię tu o chłopakach z Magii – jest to bardzo eklektyczny label, każde wydawnictwo prezentuje tam coś ciekawego. Moim faworytem zdecydowanie jest Zaumne i jego emocjonalna, zbasowana wariacja na temat techno.
Wspomniałeś też o Oniryzmie. Jaki jest cel tej imprezy? Jakie są jej założenia?
Oniryzm to event, który współorganizuję z Mikołajem Tkaczem, Agatą Kneć i Mateuszem Piątkowskim. Z założenia gramy muzykę ze snów – a jak wiadomo, sny są różne. Raz gramy rzeczy, które pozwalają się rozmarzyć, możesz usiąść, zamknąć oczy i słuchać naszych setów, ale niejednokrotnie zdarzało się, że odpływaliśmy w nieco bardziej taneczne klimaty.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że trudno jest nawijać pod twoje beaty. Dlaczego? Jak były one zbudowane na twoim beattape?
Wywiad, o którym mowa, ma już sporo czasu – wtedy robiłem zupełnie inną muzykę, która – paradoksalnie – była o wiele prostsza do nawijania pod nią. Przez te niecałe dwa lata wywróciłem swój styl o 180 stopni. Aktualnie myślę, że mało jest raperów w Polsce, którzy byliby zainteresowani tak eksperymentalnymi podkładami. Pod numery ze „Speedrunningu” dałoby się nawinąć, ale „Dreambank” byłby pod tym względem o wiele trudniejszy. Myślę, że to przez ich tempo i specyficzną perkusję, poza tym, gdy robię utwory, nie myślę o tym, że ktoś by mógł na nich nawinąć.
Powiedziałeś, że grasz również na gitarze. Nagrasz kiedyś coś instrumentalnego?
Cały czas pracuję nad pierwszą EP-ką mojego pobocznego projektu Syndrom Paryski. Będzie zdecydowanie gitarowo i instrumentalnie, ale nie obędzie się bez brzmienia automatów perkusyjnych. Idzie to bardzo powoli i będzie dobrze, jeśli uda nam się wypuścić singiel pod koniec wakacji. Poza tym, gitara pojawiała się już w niektórych utworach z „Dreambanku”.
A jakie wydawnicze plany ma Młody Łucznik?
Zdecydowanie bardziej skupię się na singlach niż robieniu albumów. Cały czas eksperymentuję i szukam swojego brzmienia. Myślę, że kiedy poczuję, że znalazłem “to coś”, będzie można spodziewać się ode mnie w końcu czegoś długogrającego.
Dziękuję za rozmowę!