Urodzona w Kolumbii, rezydująca w Berlinie Lucrecia Dalt patrzy na dźwięk oczami inżyniera. Jej nieprzytłaczające i dyskretne produkcje są złożone z różnorodnych warstw, przypominających antykliny – konstrukcje skalne, ułożone w konfiguracje, ściśle usystematyzowane według ich naturalnych właściwości. Na najnowszym albumie Dalt tworzy dźwiękową przestrzeń, będącą syntezą poetyckiej ekspresji werbalnej, kolumbijskiego folkloru, szorstkich dronów oraz pozostających poza czasem i przestrzenią melodii. W wyjątkowych warunkach, bo w Kopalni Soli w Wieliczce, podczas tegorocznej edycji festiwalu Unsound, Lucrecia wyczaruje urzekający klimat, który zawsze towarzyszy jej występom live.
W wywiadzie artystka opowiada o inspiracjach do wydanego w tym roku albumu Anticlines, swojej roli jako mentorki i abstrakcyjnym świecie krawędzi, limitów, ograniczeń.
Jak powstawało Anticlines? Jakie idee były twoją motywacją do pracy nad albumem?
LD: Anticlines rozwijało się na wielu płaszczyznach. Rozpoczęłam od gromadzenia wrażeń i obrazów, które połączyłam w abstrakcyjnej przestrzeni, nazywanej przeze mnie “przenikalną bańką”. W niej unoszą się moje pomysły, mogę tam kreatywnie myśleć, łączyć i zmieniać poszczególne elementy. Idee, które są wewnątrz, odnoszą się do świata zewnętrznego, ale jest to jedynie jakaś jego część, którą zdecydowałam się wpuścić do środka. Podczas pracy nad Anticlines, umieściłam tam moje wyobrażenia związane z krawędziami, granicami, różnicami, złączami, jak również szczegółowe sposoby, które chciałam wykorzystać przy badaniu dźwięku, na przykład dźwięczność mikroelementów oraz mechanizmów. Efekty tych poszukiwań poszerzyłam o konkretne motywy, teksty i nastrój, które wspólnie stworzyły dźwięczną opowieść. Gdy poszukiwałam nazwy dla albumu, stwierdziłam, że anticlines (antyklina – w geologii wypukły fałd, powstały w wyniku nakładania się na siebie warstw skał) podkreśla tematykę, którą zgłębiam, a także jest interesującą metaforą, która kwestionuje pojęcie linearności, a także progresywności czasu.
Na Anticlines praktycznie zrezygnowałaś z instrumentów akustycznych na rzecz dźwięków generowanych komputerowo, syntezatorów i dronów. Czy to jest kierunek, w którym ewoluujesz?
LD: Cóż, nie wiem, czy jest to ewolucja. Użycie syntezatorów czy procesorów dźwięku to wybór, którego dokonałam ze względu na określoną dźwięczność i performatywność. Wciąż lubię grać na różnych instrumentach, nie powiedziałabym, że z tego zrezygnowałam.
Anticlines kładzie nacisk na twój głos – w kontekście wibracji, różnorodnych spektrów dźwiękowych, ale również werbalizacji treści. Mówisz o miłości i cielesności. Co one dla ciebie oznaczają w szerszym kontekście?
LD: Oh! Interesujące podejście, do którego ciężko mi się odnieść, ponieważ moja interpretacja albumu jest trochę inna i podczas jego produkcji nie wydawało mi się, żebym kładła szczególny nacisk na jakikolwiek z elementów. Ciężko byłoby mi oddzielić głos od reszty, ponieważ wiele warstw dźwiękowych na tej płycie zostało osiągniętych poprzez wykorzystanie głosu. Starałam się, aby liczba możliwych interpretacji albumu pozostała otwarta, ale faktycznie są tam teksty, które mogłyby być postrzegane jako “erotyczne”. Jednak równie dobrze mogłyby być tekstem odnoszącym się do abstrakcyjnych zjawisk czy nierealnych perspektywach.
Nowości wydawnicze oraz współprace – V.I.T.R.I.O.L z Reginą De Miguel – nawiązują do historii oraz kultury Kolumbii, z której pochodzisz. Na jakich zasadach czerpiesz z kolumbijskiego folkloru?
LD: Anticlines bezpośrednio dotyka tematyki kolumbijskiego folkloru tylko w utworze Edge. Jest użyty jako metafora w rozmowie o ciałach jako granicach, ciałach balonach czy ciałach pozbawionych zawartości. Folklor w Edge jest również nawiązaniem do erotyki i miłości ekstremalnej (posiadania, dotykania, odczuwania, doświadczania cielesności od wewnątrz). Z drugiej strony, V.I.T.R.I.O.L to poezja pisana przez Reginę, do której zaadaptowałam dźwięk. Performance przedstawia różne obrazy ukazujące procesy neo-ekstraktywizmu, zwracając szczególną uwagę na problem wydobywania złota w Kolumbii, gdzie Regina prowadziła w przeszłości badania.
Performance, który tworzysz z Reginą dotyka ważnej tematyki. W moim odczuciu problemu nachodzenia na siebie nauki i kondycji człowieka, co odwołuje się również do tematu tegorocznej edycji festiwalu Unsound. Co dla ciebie oznacza Presence?
LD: Coraz trudniej jest mi komentować tego rodzaju problemy, wydaje mi się, że łatwo gubimy się w dyskusji, która mogłaby być zredukowana do rozmowy o niuansach języka, interpretacji czy sposobie postrzegania. Łatwo jest się pogubić, kiedy nasze maksymy etyczne są notorycznie podważane, w momencie, w którym napotykamy krytyczną potrzebę odkrywania człowieczeństwa na nowo. W takich chwilach faktycznie ważne jest, aby wytworzyć kreatywny związek, jakim jest moja współpraca z Reginą. Tak, by móc podjąć próbę zrozumienia i radzenia sobie z rzeczywistością, przede wszystkim jednak, by móc czerpać z niej przyjemność oraz znaleźć odrobinę spokoju w tych czasach.
Mam wrażenie, że ten problem dotyczy również Ciebie jako artystki, której talent zawsze szedł w parze z łatką ‘inżyniera’. Czy kiedykolwiek odczułaś, że Cię to ogranicza?
LD: Nigdy nie miałam takiego odczucia. Posiadanie zróżnicowanego zaplecza wiedzy i doświadczeń może jedynie wzbogacać pracę, którą wykonuję.
W kontekście narzędzi PRowych, wydaje mi się, że coraz trudniej jest artystom pozostać biernym wobec kategoryzacji. Czy według ciebie możliwe jest utrzymanie ducha DIY?
LD: Gdy próbuję pomyśleć o współczesnych artystach, którzy wydają się tworzyć w duchu DIY, muszę zaryzykować stwierdzeniem, że prawdopodobnie pochodzą ze środowisk uprzywilejowanych albo w pewnym sensie po prostu ten sposób tworzenia uległ znacznej modyfikacji. Wydaję mi się, że w dzisiejszych czasach albo musisz próbować rozpracować zdemoralizowany system od środka, albo posiadasz pewien przywilej, który pozwala Ci na pracę poza systemem. Ja nie znalazłam innej możliwości na pracę niż bycie częścią tego przemysłu i doceniam jego złożoność.
Ostatnio zostałaś wybrana przez Acud Macht Neu do programu mentorskiego ‘Amplify Berlin’, obok Cateriny Barberi czy Laurel Halo. Co najbardziej pragniesz przekazać artystom, którzy są dopiero na początku drogi?
LD: Wydaje mi się, że muszę przede wszystkim postarać się sprostać oczekiwaniom pozostałych uczestników i będę chciała, aby to oni ustanowili cel. Będę tam, aby przekazać im swoje doświadczenia w nadziei, że będą mogli to odnieść do swojej sytuacji. Przede wszystkim chciałabym jednak móc kontynuować z nimi współpracę po zakończeniu programu.
Lucrecia Dalt zagra w Krakowie podczas tegorocznej edycji festiwalu Unsound, który rozpocznie się w niedzielę 7 października.
11.10, 17:30, Kopalnia Soli „Wieliczka”