Wpisz i kliknij enter

Modeselektor – Who Else

Osiem lat czekania – i co?

Kiedy duet Modeselektor zadebiutował na początku minionej dekady, jego pierwsze nagrania były czymś wyjątkowym. Podczas, gdy reszta berlińskiej sceny bujała się w takt leciutkiego minimalu, Sebastian Szary i Gernort Bronsert postawili na odświeżającą wersję IDM-u, podrasowaną na taneczną modłę wpływami electro i hip-hopu. Wszystko to podane było z rzadkim na elektronicznej scenie przymrużeniem oka, co nadawało projektowi zawadiacki sznyt. Pełną kodyfikacją tego oryginalnego brzmienia okazały się dwa albumy Modeselektora nagrane dla BPitch Control – „Hello Mom!” i „Happy Birtday”.

Połączenie sił przez Szarego i Bronserta z Saschą Ringiem, którego owocem stał się pod koniec minionej dekady Moderat, w oczywisty sposób sprawiło, że macierzysty projekt dwóch Berlińczyków zszedł na drugi plan. Wydana w 2011 trzecia płyta Modeselektora nie była już tak odkrywcza, koncentrując się na bardziej melodyjnej stronie jego muzyki. „Monkeytown” brakowało też podkreślenia odrębności odpowiadającego za płytę duetu wobec wspólnego przedsięwzięcia z Apparatem. Nic wieć dziwnego, że czwarty album Modeslektora ukazuje się dopiero teraz.

„Who Else” to niewiele więcej niż pół godziny nowej muzyki. O ile na poprzednich płytach Modeselektor żonglował różnymi estetykami, tym razem dominują połamane rytmy o karaibskim rodowodzie. Otwierający zestaw „One United Power” lokuje się jeszcze w formule melodyjnego dubstepu, tak „Wealth” przenosi nas już na teren skocznego breakbeatu wzbogaconego raperską nawijką. Jeszcze większą energią uderza „Progelknabe”, łącząc oniryczną elektronikę z rytmiczną bombardierką w dancehallowym stylu. Echa oldskulowego rave’u słychać w „Who” – a całość zaskakuje dowcipnym podejściem do strony wokalnej.

Ten napędzany jamajskim paliwem rytmiczny parowóz wytraca energię w „WMF Love Song”. Zbyt mało się tu dzieje, by przykuć uwagę słuchacza. Niemcy chyba zdają sobie z tego sprawę, bo zaraz po tym umieszczają jedyne nagranie w stylu techno w zestawie. „I Am Your God” znamy już z singla – i trzeba przyznać, że to prawdziwy killer. Szkoda, że duet nie idzie dalej tym tropem. „Fentanyl” to zaledwie blada kopia IDM-owych połamańców z wcześniejszych płyt grupy. Całe szczęście krążek kończy „Wake Me Up” – ambientowy wygaszacz, przełamany jungle’owym breakiem w najmniej spodziewanym momencie.

Już powyższy opis wskazuje, że „Who Else” to nierówna płyta. Są tu mocne momenty – ale też i takie, które kwitujemy wzruszeniem ramion. Oczywiście materiał z tejże płyty pozbawiony jest elementu zaskoczenia towarzyszącego „Hello Mom!” czy „Happy Birthday!”. Mimo to umieszczone na niej nagrania mogłyby być zdecydowanie bardziej pomysłowe. Większość utworów jest tu niestety nazbyt oczywista i brakuje im finezji czy nastrojowości nawet tej rodem z „Monkeytown”. Na pewno na żywo muzyka ta zabrzmi z większym powerem – i być może wtedy spojrzymy na ten materiał inaczej.

Monkeytown 2019

www.monkeytownrecords.com

www.facebook.com/MonkeytownBerlin

www.modeselektor.de

www.facebook.com/MDSLKTR







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ję
5 lat temu

Idm to tak szerokie spektrum muzyki , że nie przywiązuje aż do tego takiej wagi i nie czepiam się, ważniejsza jest subiektywna ocena i ewentualna przestroga przed kiepskim materiałem _ to się liczy.

gekko
gekko
5 lat temu

IDM wywodzi się z electro i hip-hopu więc to trochę masło maślane, panie redaktorze. Płyty jestem ciekaw choć rewelacji się nie spodziewam.

Polecamy