Wpisz i kliknij enter

Mary Lattimore & Mac McCaughan – New Rain Duets

Cztery utwory, dwoje wykonawców i jedna sesja na żywo.

Ona już gościła na Nowej Muzyce. Było to w roku 2018. Wówczas nie byłem w stanie ukryć zachwytu nad jej albumem „Hundreds of Days”. Wciąż gra na harfie. Wciąż robi to znakomicie. Nazywa się Mary Lattimore. On jeszcze u nas nie był opisywany. Nazywa się Mac McCaughan. Gra w zespole Superchunk oraz jest współzałożycielem Merge Records. Nic nie wiadomo o jego umiejętnościach gry na harfie. Na potrzeby albumu „New Rain Duets” zajął się syntezatorami i samplami. Na oko do siebie nie pasują, ale efekt ich pracy jest znakomity. W skrócie rzecz opisać można jako: cztery utwory, dwoje wykonawców i jedna sesja na żywo.

Mamy do czynienia z materiałem nagranym za jednym podejściem w kwietniu 2017 roku. Liczy się jedynie przepływ energii między artystami. Muzyka jest kameralna i medytacyjna. Jednocześnie zaszyte ma w sobie złe przeczucia. Nie dominują, ale czasem o sobie przypominają. Jako przykład niech posłuży cudowny utwór „I”. Ewolucja następuje powoli. Reprezentująca stronę piękną harfa z początku otoczona jest różnymi odgłosami. Jakby różnej maści duchy zjawiły się w odciętej od świata wsi. Utwór zmienia swoje kształty i barwy.  MacCaughan uzupełnia przestrzenie pozostawiane przez Lattimore, wypełniając je elektroniką.

W utworze „II” bardziej dominuje harfa. Mocniej akcentuje swoją obecność, a syntezatory wypełniają przestrzeń analogową ciepłotą. Z reguły mamy do czynienia z nałożonymi na siebie warstwami muzyki elektronicznej, co dobrze kontrastuje z prostotą instrumentu szarpanego. Muzycy tworzą odrębne melodie, które idą równolegle, ale następują momenty przecięć. Tworzące się w ten sposób punkty styczne robią wrażenie. Przeszywające dźwięki w drugiej części utworu „II” czy ludzkie zaśpiewy w „I”. Mary Lattimore po raz kolejny potrafi czarować zapętlonymi fragmentami.

„III” jest najbardziej awangardowy. Pełen metalicznych dźwięków, rwanych partii harfy oraz rozmytych syntezatorów. Kusi głębią i stopniowym rozkwitem. Najpełniej brzmi zakończenie płyty. Dwunastominutowy „IV” przypomina w pełni rozwinięty kwiat. Wychodzą na wierzch różnice w temperamencie twórców. Oboje manipulują dźwiękami uzyskując w ten sposób wyboiste faktury. Do opisania albumu najlepiej posłuży jego okładka, na której znajduje się roślina zwana yaretą (lub llaretą) rosnąca w Andach. Jest cały czas zielona i wygląda jak obca forma życia.

Three Lobed Recordings | 2019
Bandcamp
FB
FB Three Lobed Recordings







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

Kedr Livanskiy – nasza rozmowa

Spotkaliśmy się na chwilę przed jej występem w warszawskiej Miłości, by Yana opowiedziała o początkach swojej drogi muzycznej, szczególnych źródłach inspiracji, a także o tym, dlaczego