Wpisz i kliknij enter

Robert Ashley – Private Parts

To nie jest płyta, to historia.

Jako przedstawiciel nowojorskiej awangardy Robert Ashley powinien być wymieniany jednym tchem razem z Laurie Anderson czy Philipem Glassem. Kompozytor, nagrywający w erze post-Cage`owskiej, był eksperymentatorem, choć lubił odrzucać to miano. Klasycznie wykształcony, posiadający doświadczenie w byciu muzykiem US Army, skupiał się w swojej pracy na muzyce dla telewizji. Swoje poglądy na muzykę wyjaśnił dość klarownie: „Muzyka popularna zawsze kończy się po trzech minutach. Gdy działa, przypomina nam coś, co już wiemy lub czego już doświadczyliśmy. Nakłada na to etykietę”. Inaczej rzecz się ma w przypadku opery: „Opera ma zaprezentować postacie w taki sam sposób, jak w wielkiej powieści”. Właśnie na styku muzyki popularnej i operowej powstała płyta „Private Parts”, którą po latach przypomniało Lovely Music.

Album został wydany w 1978 roku i zawierał dwie z siedmiu kompozycji, składających się na całość cyklu, który był później został sformatowany do serialu telewizyjnego. Bohaterami są kobieta („The Backyard”) i mężczyzna („The Park”). W centrum jest głos Ashleya, a wokół krąży delikatna i minimalistyczna elektronika, za którą odpowiedzialny był „Blue” Gene Tyranny oraz ciągła gra Krisa (prawdopodobnie Krishna Bhatt) na tabli. Koncepcja jest prosta: on mówi, my słuchamy, a muzyka wypełnia tło. Głos Ashley`a jest czymś do czego trzeba się przyzwyczaić, gdyż towarzyszy nam przez całe czterdzieści minut. Do tego stopnia przykrywa zawartość muzyczną, że można ją stracić z pola słyszenia. Artysta hipnotyzuje swoją monotonnością. Jego głos staje się instrumentem i porusza się tuż przy progu słyszalności. To przywodzi na myśl ASMR, z którego w swoich dokonaniach korzysta chociażby Zaumne.

Robert Ashley konsekwentnie omija linię muzyki. Opowiada swoją historię na nic nie zważając. Specyficzny sposób wypowiadania słów, szczególnie samogłosek, daje niesamowite efekty. W pierwszej kompozycji „The Park” poznajemy mężczyznę, który przyjeżdża do motelu i stara się rozpakować swoje walizki. Już na samym początku można natrafić na surrealizm w tej, prozaicznej sytuacji: „He opened all his bags / There were two and inside those two, there were two more / It’s not an easy situation / But there was something like abandon in the air”. Później jest już tylko lepiej. Następuje przemarsz widmowych postaci, przez co można stracić rozeznanie czy bohater je spotyka czy po prostu o nich śni. Nie sposób również odróżnić ile z wypowiadanych przemyśleń pochodzi od samego autora, a ile od jego bohaterów. Osobiście nie obstawiałbym, że w tym procesie rolą nadrzędną była spontaniczność. Raczej podejrzewam Ashley`a o zegarmistrzowską precyzję.

Należy pamiętać, że nie wszystko jest całkiem na serio. Padają tu takie frazy jak: „No-one likes or dislikes zeros” albo „Two G’s in <<eggs>>”. Można również natrafić na psychodeliczne fragmenty: „My mind turns to my breath / My mind watches my breath / My mind turns and watches my breath / My mind turns and faces my breath / My mind faces my breath / My mind studies my breath / My mind sees every aspect of the beauty of my breath / My mind watches my breath soothing itself / My mind sees every part of my breath”. Nie ma sensu skupiać się na fragmentach, bo całość jest tu najważniejsza. Dziwna forma nie ułatwi analizy tekstu. Sam autor sugerował, że nie wszystko z tego ma sens. Nie musi. Jest w tym poetycka nieskończoność, ale w formie figlarnej. Osobliwe libretto – tak można w skrócie nazwać „Private Parts”. Na końcu padają słowa: „I’m not the same person that I used to be”. Wystawcie się na działanie tej płyty, a na pewno nie będziecie sobą po jej przesłuchaniu.

Lovely Music | 2019
Strona oficjalna







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy