Wpisz i kliknij enter

Sampa the Great – The Return

Czas weryfikacji.

Złożyło się tak, że w jesienno-zimowej części bieżącego roku nadszedł czas weryfikacji własnych oczekiwań. Nie tylko na polu muzycznym. W dziedzinie seriali oczywiście czekam na serial „Wiedźmin”. W kategorii literatury Elena Ferrante szykuje nową powieść po wybitnym cyklu „Genialna przyjaciółka”. W muzyce zbiegają się albumu dwóch artystek, co do których oczekiwania rosły z czasem, a teraz przychodzi się z nimi skonfrontować. W listopadzie będziemy mogli posłuchać debiutu Sudan Archives, a dziś opiszę album Sampa the Great, której mixtape z 2017 r. wywołał we mnie entuzjazm, że aż okrzyknąłem ją „kandydatką do tronu”.

Dziś, po wysłuchaniu „The Return”, wydanego dla Ninja Tune, tego entuzjazmu mam trochę mniej. Przez lata hip-hop rozpuszczał granice wpływów i dopuszczał nowe dopływy do głównego nurtu. Nie dziwi więc, że pośród całego bogactwa znalazło się miejsce dla pochodzącej z Zambii, dorastającej w Botswanie, a mieszkającej obecnie w Melbourne Sampy Tambo. Swojego charakterystycznego głosu używa w przemyślany sposób, ale problem polega na tym, że jest go za dużo. „The Return” jest płytą rozdętą do rozmiarów przysłaniających jej przejrzystość. Zabrakło przede wszystkim selekcji materiału, na czym cierpią co lepsze kawałki, których nie brakuje. Przypomina to przypadek Janelle Monáe, która ma podobny problem, czyli zanudzanie przewidywanymi rozwiązaniami tych, paru wystrzałowych błysków.

W przypadku Sampy początek albumu wypada bardzo obiecująco. Celebracja rodem z Południowej Afryki („Mwana”) płynnie przechodzi w noszący szlachecki rys wytwórni Motown utwór „Freedom”. Rozumiem jeszcze chęć opowiedzenia o bezwzględności przemysłu muzycznego, który „zabija sny marzyciela”, ale „Grass Is Greener” sprawia wrażenie niepotrzebnego i banalnego. Szczególnie w zestawieniu z niezłym „Leading Us Home”. Niepotrzebne są też wstawki dotyczące autopromocji („Dare To Fly”). Sądzę, że wyścig z raperami na przechwałki nie powinien zaprzątać głowy tak uzdolnionej artystce. Dobór gości też bym zakwestionował i ograniczył. Whosane w „Any Day” nie wnosi niczego nowego, a SilentJay w nijakim „Brand New” jest całkowicie do pominięcia. W ogóle w trakcie tych siedemdziesięciu siedmiu minut zastanawiałem się czy ktoś w ogóle czuwał nad selekcją materiału.

Na sam koniec zaserwowała nam trzy najdłuższe utwory, które całkowicie burzą obraz płyty, a dwa z nich to mogłyby stanowić raczej dodatki, niż pełnoprawną część. Z tej trójki wyróżniłbym „Don`t Give Up” z gościnnym udziałem Mandarin Dream. Pozostaje jeszcze rozprawić się z dwoma singlami. „OMG” to wyścig z M.I.A., ale zawierający sporo naturalnej charyzmy głównej bohaterki. Najlepiej wypada „Final Form”, który zawiera kawałek „Stay Away From Me” zespołu The Sylvers. I właśnie tej świeżości, porządnego kopa, mi najbardziej zabrakło w ujęciu całości. Bogactwo aranżacji, pokręcona stylistyka, której jest sporo na płycie, została przytłoczona utworami przeciętnymi. Przydałoby się wprowadzić sporo ograniczeń, które przyniosłyby tylko pozytywny rezultat. Nie pozostaje mi więc jak tylko swoje oczekiwania przenieść na kolejną płytę Sampy The Great.

Ninja Tune | 2019
Bandcamp
FB
FB Ninja Tune







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy