Techno z szerokim gestem.
Julien Bracht jest z wykształcenia perkusistą. Nic dziwnego, że do tej pory znaliśmy go przede wszystkim od tej strony, jako członka duetu Lea Porcelain. Zrobił on całkiem sporą karierę w kręgach nowego rocka, specjalizując się w podszytym elektroniką post-punku. Tak brzmiał przynajmniej jedyny album w dorobku formacji – „Hymns To The Night” z 2017 roku, dzięki któremu Niemcy mogli z powodzeniem zagrać nie tylko w kontynentalnych klubach, ale również na Reading Festivalu. Działalność grupy zawiesił koronawirus – ale odbyło się to z pożytkiem dla jej bębniarza.
Nie mogąc grać koncertów, Julien Bracht skupił się na swej producenckiej działalności. Zanim bowiem zasiadł za perkusją w Lea Porcelain, z powodzeniem działał na elektronicznej scenie. Najpierw dał się poznać w klubach rodzimego Frankfurtu jako utalentowany didżej, a potem – jako kreatywny producent. Pierwsze jego nagrania ujrzały światło dzienne w 2011 roku, a trafiały one potem do katalogów tak znanych tłoczni, jak Playhouse czy Cocoon. Miniony rok Niemiec spędził w domowym studiu – i tak narodził się jego debiutancki album, który opublikowała mu berlińska wytwórnia System.
„Now Forever One” to wręcz monumentalny zestaw. Punktem wyjścia jest tutaj syntezatorowa muzyka z lat 80. w stylu Vangelisa – to przede wszystkim otwierający płytę przejmujący „Nocturne”, ale także zrealizowane z równym rozmachem „Suprawater” czy bardziej skłaniająca się w stronę kosmische musik „Extraterra”. Bracht nie rezygnuje jednak z klubowego pulsu. „Melancholia” i „Breaking The Waves” to nostalgiczne techno o warczących basach i chmurnych pasażach klawiszy, którego nie powstydziłby się Christian Löffler.
Niemiecki producent potrafi uderzyć jednak z jeszcze bardziej bezpośrednią energią. „Euphoria” lokuje się w formule cięższego techno, które jednak wypełnia soundtrackowa wręcz elektronika. W „Apocalypse” miarowy bit zamienia się niespodziewanie w sprężyste breaki, wnosząc ze sobą trance’owe arpeggio i industrialne efekty. Jakby tego było mało w „Streets” i „1991” dostajemy mroczne electro, w którym jest miejsce zarówno na eteryczną wokalizę, jak i przestrzenne syntezatory w tle. Anthony Rother byłby na pewno dumny z takich nagrań.
Mimo tej nieco karkołomnej wycieczki po różnych gatunkach, „Now Forever One” brzmi bardzo spójnie. Julien Bracht stawia bowiem na muzykę o głębokim oddechu i panoramicznym brzmieniu. Choć sięga po techno czy electro, każde z nagrań jest zrealizowane z szerokim gestem: dużo w nim dźwięków, aranżacje są wręcz koronkowe, a całość przypomina soundtrack do jakiegoś filmu science-fiction. Ten narracyjny charakter muzyki artysty spina sprawnie wszystkie utwory kompozycyjną klamrą. Nie odbiera to nagraniom z płyty głębokiej emocjonalności, która tkwi w niebanalnych melodiach, finezyjnie wyciskanych przez Niemca z jego syntezatorów.
System 2021
Panie Pawle.
Dobrzy ludzie z Krakowa, sądzą, że zbyt technowaci Pan.
Ja Pana lubię.
Często Pan pisze, o źródłach.
Lubi Pan mroczny postpunk?
Kilka młodych daje radę:)
Lubie post-punk, ale w oryginalnym wykonaniu z lat 1978-1984. Te współczesne kapelki nie robią na mnie dobrego wrażenia. Ale nie powinien Pan narzekać na ich brak na naszych łamach – koledzy skrzętnie opisują co ważniejsze tytuły. Pozdrawiam dobrych ludzi z Krakowa. Tym bardziej, że sam jestem stamtąd. 🙂