Wpisz i kliknij enter

Kittin + Hacker – Third Album

Electroclash is dead. Long live electroclash!

Ci, którzy wchodzili w klubowy świat na początku XXI wieku, pamiętają, że wtedy liczyło się nie techno, ani nie house, tylko electroclash. Zderzenie post-punkowych mroków i przesterów z klubową rytmiką rodem z Nowego Jorku, Detroit i Chicago, opatentował pod koniec wcześniejszej dekady DJ Hell, a centrum wydawniczym nowego nurtu stała się jego tłocznia International Deejays Gigolos. Jednym z najważniejszych wydawnictw w jej katalogu była wydana w 1997 roku EP-ka duetu Miss Kittin & The Hacker – „Champagne!”.

Caroline Hervé i Michel Amato pochodzą z Grenoble, nic więc dziwnego, że prędzej czy później musieli na siebie wpaść. Ona próbowała wówczas śpiewać, a on był już wziętym didżejem i producentem, w pomysłowy sposób miksującym techno, electro, EBM i disco. Efektem ich pierwszej wspólnej sesji nagraniowej okazał się utwór „Frank Sinatra”, który trafił na wspominaną dwunastocalówkę. Seksowne połączenie plastikowej elektroniki z dekadencką melodeklamacją sprawiło, że nagranie stało się klubowym hitem.

Na początku XXI wieku nie było liczącej się imprezy w Europie, podczas której publika nie recytowała by z Miss Kittin: „Every night with my star friends/ We eat caviar and drink champagne/ Sniffing in the VIP area/ We talk about Frank Sinatra/ You know Frank Sinatra? He’s dead!”. Punktem kulminacyjnym popularności duetu okazał się jego pierwszy album, wydany w 2001 roku. Druga płyta Miss Kittin & The Hacker pojawiła się dopiero osiem lat później – a wtedy moda na electroclash już dawno się skończyła.

W międzyczasie oboje artystów zrobiło całkiem przyzwoite kariery. Szczególnie dobrze powiodło się Miss Kittin – nagrała cztery udane albumy, wystąpiła w setkach klubów na całym świecie i wsparła swych charakterystycznym głosem wielu artystów z klubowej sceny. The Hacker pozostał bardziej w undergroundzie, z powodzeniem serwując stylowe techno i electro za sprawą takich tłoczni, jak Tigersushi, Dark Entries czy własnej Goodlife. W końcu duet postanowił ponownie zewrzeć szyki – a efektem tego jest jego trzeci album.

Krążek otwiera stylowe disco spod znaku Giorgio Morodera – „19” z pulsującym basem i przetworzoną nawijką Kittin. „Ostbanhof” to już prawdziwy killer w stylu electro – klubowy pean na cześć imprezowania w Berlinie, rozpisany na połamane bity i wibrujące syntezatory. W „Homme A La Mode” uderza twardy hard house, splatając acidowe kumkanie z dziewczęcą melodeklamacją. „La Cave” i „Malade” wnoszą na płytę klasyczny electroclash – energetyczne połączenie brzęczących klawiszy z eterycznymi wokalami.

Hacker był specem od nowofalowej elektroniki, zanim stała się ona ponownie modna. Jego erudycja w pełni odżywa w utworze „Purist” – dostajemy tu bowiem ejtisowe disco w stylu D.A.F. czy Zwischenfall, wpisujące natychmiast rozpoznawalny śpiew Kittin w zimne klawisze zapożyczone od Joy Division. Na finał francuski duet kłania się klasycznemu electro spod znaku Drexcyi. To dwa numery: bliższy detroitowemu techno „Retrovision” i nerwowy „Soyuz” z rosyjską melodeklamacją.

Kiedy opadła fala popularności electroclashu, media zaczęły się odnosić do tego nurtu z lekceważeniem. Świadczyło to jednak tylko o krótkowzroczności niektórych pismaków. Electroclash był bowiem w prostej linii prekursorem eksplozji popularności industrialnego techno, które dekadę później z podobnym sukcesem spenetrowało post-punkową elektronikę, by połączyć ją z klubowymi rytmami. Z dzisiejszej perspektywy widać to wyraźniej – a trzeci album Kittin i Hackera przypomina nam, że electroclash nadal może być atrakcyjną formułą.

Nobody’s Bizzness 2022

www.nobodysbizzness.com







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

W obronie samego siebie – rozmowa z MONOH

Szwajcarski muzyk Roger Odermatt (aka MONOH) łączy na swojej debiutanckiej EP-ce brzmienie indyjskiego sitaru z elektroniką. Pytamy go o kulisy powstawania tego materiału, a także jak