Analogowe science-fiction.
Fernando Corona zawdzięcza zainteresowanie muzyką rodzicom: jego ojciec zafascynował go klasyką, a matka – meksykańskim folklorem. Dorastając w latach 80. w Tijuanie młody chłopak sam zaciekawił się natomiast ówczesną elektroniką. Zachwyciły go suity Tangerine Dream i Jean-Michel Jarre’a, kupił więc sobie najprostsze Casio. I tak się zaczęło: w następnej dekadzie tworzył już z różnymi lokalnymi zespołami, z których oszałamiającą karierę zrobił na latynoskim rynku Nortec Collective, łączący syntezatorowe granie z brzmieniem meksykańskich instrumentów etnicznych.
Mimo sukcesów projektu, Corona odczuwał potrzebę stworzenia czegoś bardziej własnego. Przeprowadził się więc do Barcelony i pod pseudonimem Murcof nagrał solowy album „Martes” dla brytyjskiej wytwórni Leaf. Płytę uznano za arcydzieło, w fascynujący sposób połączyła ona bowiem sample muzyki klasycznej z minimalową rytmiką i glitchową obróbką dźwięku. Wątki te Corona rozwinął później na kolejnych czterech płytach dla tejże samej firmy. Potem eksperymentował z innymi artystami – od jazzowego trębacza Erica Truffaza po klasyczną pianistkę Vanessę Wagner.
Kiedy w 2020 roku świat zamknęła pandemia, Corona właśnie skończył 50 lat. Nic więc dziwnego, że robiąc życiowy obrachunek, dopadła go nostalgia za czasem młodości. Natchniony muzyką sprzed czterech dekad, zaczął komponować nowe utwory. A że po studiu kręciła się jego córka Alina, poprosił ją o nagranie kilku wokali. Meksykański muzyk otoczył się swymi ulubionymi syntezatorami analogowymi, od Yamahy do Kodamo, a powstające dźwięki rejestrował na szpulowym magnetofonie. Tak narodził się materiał na nowy album Murcofa – „Twin Color Vol. 1”, który tym razem wydaje francuska tłocznia Infiné.
Muzyczną podróż otwiera dziecięca wokaliza, uzupełniona bajkowymi dźwiękami – z czasem uderza jednak potężna fala klawiszy, przywołująca echa dokonań Vangelisa z lat 80. Kiedy milknie „Going Home (IRCAM Version)”, rozbrzmiewa „Cosmic Drifter” o wibrującym rytmie i kosmicznej elektronice. „All These Worlds Part I & II” rozwija się powoli od zwiewnego ambientu do bujającego downtempo, osadzonego na minimalowych bitach spod znaku Raster Noton. Puentą tej suity jest „Night Break” – stylowa miniatura, rozpisana na strzeliste pasaże analogowych syntezatorów.
„Tomorrow Part II” wnosi na płytę mechaniczny rytm wywiedziony z kraut rocka, który otaczają kaskady przestrzennych klawiszy. Stąd już krok do niemieckiej kosmische musik i zostaje on uczyniony w „They Glow”, który łączy dronowy pochód basu z industrialnymi efektami, by w finale rozświetlić się potężną eksplozją syntezatorowych dźwięków. „Enemy” zaczyna się jak nerwowe electro, by niespodziewanie zamienić się w eteryczny synth-pop z dziewczęcą wokalizą. Całość wieńczy „Fight” – epicki power ambient o podniosłym tonie.
Muzyka z „Twin Color Vol. I” może nie jest bardzo typowa dla wcześniejszych dokonań Murcofa, ale też nie odbiega od nich zbyt daleko. Tym razem meksykański twórca zafundował nam wycieczkę do lat 80. – ale przetworzył ówczesne brzmienia na własną modłę, splatając z nich sugestywny i ekspresyjny ambient. Do nagrań z płyty belgijski twórca wideo Simon Geilfus stworzył wizyjny film, zainspirowany klasyką science-fiction sprzed trzech i czterech dekad. Tak powstało multimedialne widowisko, które miało swoją premierę w sierpniu na festiwalu Mutek w Kanadzie. Szkoda, że nasz Unsound nie pokusił się o zaproszenie Murcofa i Geilfusa – ich wspólne dzieło to na pewno świetna rzecz.
Infiné 2024
Kurcze, pamiętam dziwne „Maiz” Murcofa. Generalnie gościu jest jak wino. Po debiucie dopiero rozwijał skrzydła, a „Alias Sessions” to według mnie jego opus magnum (do sluchania tylko w streamingu, ewentualnie na CD – winyl za bardzo rozwadnia nastrój). Nie wiedziałem za bardzo, czego się po tej płycie spodziewać, ale jwst genialna. To taki kolejny ambientowy gwiazdor. Oby tylko nie stracił animuszu.