Umarł Ital, niech żyje Relaxer!
Pierwszym muzycznym odkryciem dla Daniela Martina-McCormicka był punk – i szybko dał temu upust tworząc z kumplami zespół Black Eyes. Dwie jego płyty wydała na początku minionego dziesięciolecia ceniona wytwórnia Dischord, którą prowadzą muzycy grupy Fugazi. Potem pochodzący z Waszyngtonu wokalista i gitarzysta postanowił pokombinować z gitarowymi brzmieniami. Tak narodził się post-punkowy zespół Mi Ami, który z kolei przygarnęła pod swe skrzydła inna znana firma – Thrill Jockey. Mimo artystycznych sukcesów, Martin-McCormick nie spoczął w swych dźwiękowych peregrynacjach.
I tak okrył nowoczesną elektronikę. Pierwszym tego efektem był projekt Sex Worker, który zrealizował dwa albumy dla popularnej na początku tej dekady wytwórni Not Not Fun. Tak naprawdę były to zaledwie muzyczne wprawki – bo swój talent do tworzenia oryginalnej wersji techno i house’u młody producent objawił dopiero pod pseudonimem Ital, nagrywając trzy udane albumy dla Planet Mu. Dwa lata temu Martin-McCormick ogłosił, że zawiesza swą działalność pod tym szyldem. Szybko jednak okazało się, że tworzy jako Relaxer – i teraz dostajemy jego debiutancki album.
„Coconut Grove” to bardzo różnorodny zestaw. Jest tu miejsce przede wszystkim na house – ale w kilku odmiennych wariacjach. „Serpent In The Garden” to jego wersja deep, uwznioślona epickim arpeggio. W „Cold Green” dostajemy zamaszysty acid, którego głównym wątkiem są modulacje na Rolandzie TB-303. No i wreszcie „Born From Beyond” – zawadiacki break house, zanurzony w zawiesistym gąszczu onirycznej elektroniki.
Amerykanin sięga na swej nowej płycie również po mocniejsze brzmienia. W „Um” dostajemy rwany dubstep, podszyty niepokojącymi klawiszami, w „Breaking The Waves” – warczące electro o mechanicznym pulsie, a w „Finally Forgetting” – transowe techno, wypełnione zwiewnymi syntezatorami. Wszystko to uzupełniają dwie ambientowe kompozycje utrzymane w pastelowej tonacji: „Fluorescence” i „Agony”.
Mimo też rozrzutu stylistycznego, materiał z płyty brzmi wyjątkowo spójnie. Amerykański producent nasyca bowiem swe nagrania podobną melancholią – wiodącą wprost do arkadyjskich czasów nowej elektroniki z przełomu lat 80. I 90. Choć Martin-McCormick jest za młody, by samemu pamiętać ten okres, zapewne doświadczył świeżości tworzonej wtedy muzyki słuchając pochodzących z niego płyt. Co więcej: wszystkie utwory z „Coconut Grove” mają podobne brzmienie – ciepłe, organiczne, przestrzenne. Wszystko to składa się na efektowną całość, stanowiącą jeden z najciekawszych albumów tego roku.
Avenue 66 2019
Małe sprostowanie – debiutanckim, choć może niepełnoprawnym albumem Relaxera jest ambientowy „A family disease” wydany rok temu na kasecie.
Pozdrawiam serdecznie Pawle, Twoja selekta, merytoryka i trzymanie ręki na pulsie sprawia, że sprawdzam NM na równi z np. RA 🙂
Dzięki za miłe słowa. 🙂 Kłaniam się nisko i polecam na przyszłość.