Nie minęło wiele czasu – a już dostajemy kolejną część serii „Monad”. Tym razem jej autorem jest brytyjski producent – Tommy Four Seven. Ten wybór wydaje się wprost oczywisty – niekonwencjonalne podejście Anglika do kanonu techno, objawione choćby na jego ubiegłorocznym albumie „Primate”, nie mogło umknąć uwadze szefom Stroboscopic Artefacts. I dlatego w końcu dołącza on do rodziny skupionej wokół berlińskiej tłoczni.
Tommy zwraca się ku największym żywiołom, spersonifikowanym tutaj przez dwa bóstwa z dawnych mitologii. Wodę symbolizuje przywołany z sumeryjskich podań „Enki”. Nazwany jego imieniem utwór rozpoczyna płytę. Niepokojący głos wprowadza nas w mroczny klimat nagrania – nagle uderzają masywne breaki, oplecione zawiesistymi chrzęstami i trzaskami. W połowie kompozycji zalega kompletna cisza. A potem dźwiękowy walec znów zaczyna się toczyć, unoszony zbasowanym dronem, wydobywającym się powoli z dalekiego tła.
Dwie następne produkcje odwołują się swymi tytułami do budowniczych tradycji rzymskiego imperium. „Arx” zaskakuje glitchowym deformacjami rodem z dokonań Raster Noton. Angielski twórca poddaje im strukturę rytmiczną utworu – zalewając ją potem ziarnistym wyziewem industrialnego szumu. „Monix” początkowo pulsuje minimalistycznym bitem – w pewnym momencie następuje gwałtowna deformacja i nagranie atakuje poszatkowanymi breakami wspartymi rave`owo falującym basem. Wszystko to pokrywają dubowe akordy, przecinające przestrzeń kompozycji w abstrakcyjny sposób.
Na koniec Tommy wzywa „Vayu” – czyli perskie bóstwo wiatru, reprezentujące tutaj żywioł powietrza. To wprost glitchowa symfonia – chrzęszczące bity oplecione przesterowanym basem prowadzą słuchacza na dark ambientowe terytorium, stworzone z tektonicznych odgłosów rodem z klasycznych dokonań Lustmorda. Potem odzywa się dubstepowy bas – a jego pomruki wnoszą do nagrania egzotycznie brzmiące odgłosy dzwonów i gongów.
„Monad XIII” jest jedną z najmocniejszych części cyklu. Brytyjski producent wykracza w swych czterech kompozycjach daleko poza granice techno – adaptując na swoje potrzeby zarówno dawne zdobycze industrialu, jak również nowe techniki stylu glitch czy odległe echa muzyki etnicznej. Wszystko to jest wpisane w archetypiczny kontekst myślowy, który nadaje tej krótkiej płycie zaskakująco śmiały ton niemal filozoficznej dysputy. Fascynujące!
Stroboscopic Artefacts 2012
Ależ moc!!! Fantastyczne! Nigdy nie zawodzi.
W temacie polecam ci Pawle ostatnią EP’kę Blawana – ‚His He She & She’, świeżutki album Petera Van Hoesen’a oraz EP’ke Rrose – Preretinal. Rewelacja
Dzięki za polecenia! Szczerze przyznam, że Blawan mnie jakoś nie zachwyca, strasznie to toporne. Rrose – owszem, dobra rzecz! Nowy Peter Van Hoesen czeka na odsłuch i recenzję – będzie w najbliższych dniach. Pozdrawiam! 🙂