Debiutancki album Nicka Curly’ego, producenta z niemieckiego Mannheim, to grzeczny i nieinwazyjny house.
„Na basenie w Wake jest dziś kupa ludzi. Zdrowe, młode ciała, gotowe do wysłania na konkurs Eurowizji. (…) Z głośników leci neutralny house. Taka muza, co ani cię nie porwie, ani cię nie zdenerwuje. Ty swoje, ona swoje. Muzyka odpowiednia dla Europejczyków, McDonalds’ów i basenów. Nie wiadomo kiedy się zaczyna, a kiedy kończy.”
Zaza Burczuladze, „Adibas”
tłumaczenie: Magdalena Nowakowska
Curly od dłuższego czasu będąc na scenie i krążąc po całym świecie, prowadzi label Cecille. Tej wiosny przyszedł czas na debiutancki album, który jest pełen nawiązań do znanych producentów. Niestety, też o parę lat spóźniony.
Muzyka z tego wydawnictwa kojarzy się z powrotem do klasycznych nagrań ery house – ale nie tylko. Też z charakterystycznym, niemieckim błyskiem zeszłej dekady. Z podkręconą rytmiką, z oszczędnością minimalu, z klubowym zacięciem tech-house’u. Taką muzykę grała np. Booka Shade, jak i z piętnaście albo pięćdziesiąt innych DJów/producentów/duetów, których wymienianie jest bez sensu.
[embeded: src=”http://www.junostatic.com/ultraplayer/07/MicroPlayer.swf” width=”400″ height=”130″ FlashVars=”branding=records&playlist_url=http://www.juno.co.uk/playlists/builder/482136-01.xspf&start_playing=0&change_player_url=&volume=80&insert_type=insert&play_now=false&isRe lease=false&product_key=482136-01″ allowscriptaccess=”always”]
Słuchając więcej niż raz „Between the Lines”, zaczyna być mdło – przecież to konwencjonalne zagrywki, a kompozycje dość proste. Naprawdę trzeba się wysilić, żeby rozróżnić utwory. Przepis na muzykę ogranicza do tego: mamy bass-line’y pokryte elektronicznymi ozdobnikami, czasem sypiemy organiczne momenty perkusji albo klawiszy, czasem zawodzące popem wokale, wtłoczone w nieśmiertelność rytmu 4/4. Siląc się na przełamywanie monotonności, czasem wychodzi to nieźle („Hairline”), czasem chce się zawyć z bólu, gdy śpiewa taki wokal jak w „Wake Me Up”. Inspirując się klasycznym housem, Franckiem Knucklesem, zderza ze sobą czarne, głębokie wokale (Worthy Davis) i tętniącą perkusję, albo melancholijne, elektroniczne pianino („Piano In The Dark”). Posmak zdominowany jest przez uczucie, że wszystko jest wtórne i podobne, a wachlarz chwytów muzycznych ograniczony.
Całość rozszerzonego wydawnictwa od wytwórni Defected to jeszcze CD nr 2, czyli remiksy. Zaproszeni goście – m.in. Kollektiv Turmstrasse, Denis Ferrer – jeszcze raz przepisują utwory Nicka. Nawet to nie pomaga oprzeć się wrażeniu, że to plastikowy house, dla lokali z półleżącymi kanapami obitymi pluszem, drogimi drinkami – czyli miejscami, gdzie nikt muzyki nie słucha, a sączy się ona z głośników po to, aby ani nie wciągała, ani nie przeszkadzała w rozmowie, jednak była – bezbarwna jak powietrze. Puentę napisał już na początku Zaza Burczuladze. Z tej recenzji to właśnie on jest godny polecenia.
Defected, 2013
Najlepsze momenty: Spinning Plates, Hairline