Wpisz i kliknij enter

Andrew Pekler – Cue


Nowa płyta Andrew Peklera może być świetnym przykładem na to, jak bardzo charakterystyczna i inspirująca jest niemiecka elektronika. Wychowany w Kalifornii multiinstrumentalista swoje pierwsze solowe nagrania wydawał nakładem właśnie niemieckich wytwórni, tu również przeniósł się na stałe, przesiąkając twórczym klimatem elektronicznej sceny. Co ciekawe, album „Cue” wyjątkowo wydany został przez chicagowskie Kranky, lecz nawet to nie zmieniło charakteru znajdującej się na krążku muzyki.
Dziś trudno uwierzyć, że Pekler wychowywał się za oceanem. Jego miejsce i rola na elektronicznej niemieckiej scenie wydaje się wyjątkowo naturalna, niemal oczywista. Co więcej, twórczość tego artysty znakomicie komponuje się z dokonaniami śmietanki współczesnej niemieckiej elektroniki – wpływ i relacje choćby z Janem Jelinkiem, Hanno Leichtmannem czy To Rococo Rot zdają się mieć tutaj ogromne znaczenie. Pekler jest więc jednym z ważniejszych przedstawicieli środowiska, które od lat nieustannie na siebie wpływa i inspiruje – na „Cue” odnajdziemy echa twórczości zarówno wymienionych nowych twórców, jak i kraut-rockowej niemieckiej tradycji. Sporo tu psychodelicznego transu, eksperymentów z brzmieniem, jednocześnie również bardzo typowej dla całego „ruchu” kompozycyjnej lekkości. Pekler raczy nas zwiewnymi, ocierającymi się o inftantylność melodiami, konsekwentnie doprawianymi jednak sporym ładunkiem eksperymentu. Wszystko to sprawia, że „Cue” mile ciągnie za sobą, nie przytłacza, trzyma dystans. Tworzy atmosferę pełną mikro-dźwięków, ciepłą, momentami wyjątkowo przyjemną. Brak tu zapowiadanej przed premierą muzycznej bezwzględności – i chyba dobrze. Pekler po mistrzowsku balansuje między elektronicznym popem i udanym eksperymentem. Klasa.
Po znakomitym krążku projektu Strategy label Kranky proponuje całkiem wierny raport z dorobku współczesnej niemieckiej elektroniki. Raportującym jest Andrew Pekler, który umiejętnie stara się zainteresować tym, co aktualnie dzieje się w Berlinie. „Cue” jest więc bardzo dobrym wstępem do twórczości Wirkusa, braci Lippok czy Stefana Schneidera. To może być początek wielkiej fascynacji.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
fan
fan
15 lat temu

Dajcie spokoj z Jelinkiem.Pekler juz od wielu lat nagrywa dużo ciekawsze rzeczy. Liczę po cichu na kolejne występy w naszym kraju.
Panie Gustaff prosimy ładnie o organizację…

Aes
Aes
16 lat temu

No rzeczywiście pachnie ta płyta Jelinkiem na kilometr, ale w moim skromnym mniemaniu jest ciekawsze niż ostatnie dokonania Janka.

Krzysiek
Krzysiek
16 lat temu

Tak, Andrew urodził się w Uzbekistanie – jego matka jest Ukrainką. Natomiast niemal od razu osiadł w Kalifornii, stąd takie a nie inne stwierdzenie…Aby jednak nikt nie miał wątpliwości: poprawiam.

krzuchu81
krzuchu81
16 lat temu

A ja znowu się przyczepię , bo dzięki temu recenzje będę lepsze. Otóż Andrew pochodzi z Uzbekistanu 🙂

paide
paide
16 lat temu

ja słuchając tej płyty, nie mogłem się powstrzymać od porównań z ostatnimi dokonaniami jelinka. bardzo widoczne i słyszalne są efekty współpracy tych dwóch panów. biorąc pod uwagę bardziej jazzowe brzmienia do których mnie pekler przyzwyczaił, Cue odczytuję może nie jako raport, a wierne [sic!] naśladownictwo?

Polecamy